*fanfary, werble, confetti*
Czy ktoś mnie tu jeszcze w ogóle pamięta, a co najważniejsze: czy
ktokolwiek jeszcze tu zagląda? Mam nadzieję, że tak.
Przepraszam, że tak dawno niczego nie dodawałam. Naprawdę chciałam coś
opublikować, ale niestety choruję na wyjątkowo paskudną, zaawansowaną, szybko
postępującą chorobę o nazwie
„wtrzeciejgimnazjumnauczycielemyślążedobatrwa32godzinyanie24”. Oczywiście do tej
wyjątkowo paskudnej przypadłości dochodzi jeszcze odrobina mojego lenistwa, ale
to już zupełnie inna sprawa. W każdym razie, zanim jeszcze przejdziecie do
czytania nowego rozdziału zatrzymajcie się na sekundkę i chociaż rzućcie okiem
na to co teraz napiszę.
Chciałam bardzo podziękować wszystkim tym, którzy nie odeszli i
upominali się o nowe rozdziały, zarówno tu, jak i na asku. Chciałam także
podziękować tym, którzy nabijali wyświetlenia. To również świadczy o tym, że
czekacie na nową notkę (chyba ;)). Nie macie pojęcia jak bardzo mnie to cieszy.
A teraz, nie przedłużając więcej, zapraszam do czytania i mam nadzieję,
że Wam się spodoba.
Leviosa
Rozdział 13 „Przepraszam”
Skutki zażycia eliksiru Wielosokowego:
Zażycie eliksiru wielosokowego skutkuje natychmiastowym rozpoczęciem
procesu przemiany w osobę, której włos lub inny nośnik DNA został wcześniej
dodany jako ostatni składnik. Początkowo następuje uczucie skrętu wnętrzności i
fale bólu spowodowane gwałtownym wzrostem lub kurczeniem się kości i napinaniem
lub rozciąganiem się skóry…
Odgarnęła zabłąkany kosmyk włosów. Nijak nie mogła się skupić. Gdzieś w
głębi biblioteki ktoś zatrzasnął z hukiem książkę.
Zażycie eliksiru wielosokowego skutkuje…
Przy sąsiednim stoliku zaszurało krzesło. Spojrzała karcąco w stronę
Puchona z trzeciej klasy. Skulił się pod spojrzeniem starszej uczennicy i
wycofał się jak najszybciej mógł.
…skutkuje natychmiastowym rozpoczęciem procesu przemiany w osobę,
której włos został wcześniej dodany jako ostatni składnik. Początkowo następuje
uczucie skrętu wnętrzności i fale bólu spowodowane gwałtownym wzrostem lub
kurczeniem się kości i napinaniem lub rozciąganiem się skóry oraz mrowienie
związane z wzrostem lub zanikaniem włosów na całym ciele…
- …wczoraj widziałam Roberta… Uśmiechnął się do mnie!
- Szczęściara… rozmawiałaś z nim?
- …chciałam, ale jak tylko wyszedł na dziedziniec…
Zirytowana Lily odwróciła się w stronę, z której dochodziły odgłosy
rozmowy. Doskonale wiedziała, o kim mówiły siedzące nieopodal dziewczyny.
Robert Rat* był jednym ze szkolnych obiektów westchnień wielu nastolatek.
Typowy „słodki chłopiec”, z twarzą niemal dziecięcą, gładką i niewinną,
sprawiającą, że prawie każda dziewczyna spoglądała na niego tęsknie. Część
uczennic Hogwartu twierdziła, że jego nazwisko w ogóle do niego nie pasuje,
jednak Lily przekonała się na własnej skórze, że tak naprawdę Robert jest
zwykłym, dbającym tylko o własny interes, szczurem. Gdy na niego patrzyła czuła
się tak, jakby spoglądała na wyjątkowo paskudnego robaka.
- Marlee, Wiktorio* - powiedziała - biblioteka to nie
miejsce na rozmowy. Przychodzimy tu, by się uczyć. Zresztą, nie macie co
debatować na temat Roberta. On i tak nie zwraca uwagi na nikogo prócz siebie.
Musiałybyście się chyba zamienić w lusterka. A co do tego uśmiechu… Najprawdopodobniej
ktoś powiedział mu, że jest wspaniały, więc „skromnie” - mówiąc to wykonała
odpowiedni gest - Się uśmiechnął. Po za tym, nie sądzę, żeby gustował w
dziewczynach, które są od niego młodsze o tyle lat.
Powiedziawszy to odwróciła się i wróciła do czytania. Jednak, choć
dookoła nikt już nie szurał krzesłami, nie zatrzaskiwał z hukiem książki i nie
ekscytował się wyglądem Roberta Rata, Lily wciąż nie mogła się skupić. Dlatego
też, gdy po raz kolejny przeczytana przez nią informacja nie pozostawiła w jej
głowie żadnego śladu, zaczęła się pakować.
Była poddenerwowana. Cały dzień „polowała” na Severusa. Specjalnie,
chcąc go złapać po południu, jadła dłużej obiad, następnie spędziła dodatkowe
pięć minut w klasie eliksirów, czekając, aż chłopak skończy rozmawiać z
nauczycielem. Sprawdzała także plan lekcji przed męską toaletą i zadawała
profesor McGonagall pytania, na które od dawna znała odpowiedź. Wszystko na
nic. Tylko zmarnowała czas. Za każdym razem Snape jej się wymykał.
Skierowała się w stronę wyjścia z biblioteki. Bąknęła niemrawe „do
widzenia” i otworzyła dębowe drzwi, po czym przekraczając próg zderzyła się z
kimś, kto ewidentnie nie wiedział, że najpierw przepuszcza się wychodzących, a
dopiero potem samemu się wchodzi. Zatoczyła się do tyłu i wpadła na ścianę.
Usłyszała dobrze jej znany głos:
- Cholera jasna!
***
Starając się nie patrzeć na leżącą obok osobę, Severus powoli podniósł
się z podłogi. Zresztą nie musiał na nią patrzeć, żeby wiedzieć, kogo potrącił.
W momencie zderzenia poczuł jedyny w swoim rodzaju, charakterystyczny zapach,
który od razu rozpoznał i którego nigdy później nie zapomniał. W jego nozdrza
wdarła się delikatna, lekko słodka, świeża i rześka woń perfum Lily Evans.
Co za paradoks, pomyślał, jak do tej pory żaden inny zapach nie sprawił
mi tyle bólu co ta, w gruncie rzeczy piękna, woń.
Dopiero, gdy pochował do swojej torby wszystkie rozrzucone po podłodze
książki spojrzał na stojącą pod ścianą dziewczynę. Westchnął w duchu. Był
pewien, że będzie chciała z nim porozmawiać. Odkąd Huncwoci go pobili, unikał
jej. Czuł, że ich ponowne spotkanie nie będzie już takie jak wszystkie
poprzednie, które spędzali na wzajemnym zachwycie, skryci za portretem
Belledorta Ósmego Łepskiego. Nie był pewien, czy Amortencja wciąż działa, ale
wydawało mu się, że Lily znajduje się pod jej wpływem już dość długo… Spojrzał
na nią raz jeszcze.
Nie mogę w nieskończoność odkładać tej rozmowy, pomyślał.
- Nic ci nie jest? - zapytał.
Popatrzyła na niego swoimi pięknymi, zielonymi oczami.
- Nie - odrzekła. - A tobie?
Pokręcił głową.
Zapadła nieco niezręczna cisza. Oboje nie wiedzieli od czego zacząć. W
końcu Lily zabrała głos:
- Dlaczego mnie unikasz?
Na to pytanie Severus nie był przygotowany. Postanowił odbić piłeczkę:
- Dlaczego tak dziwnie na mnie patrzysz?
- Nie zmieniaj tematu - powiedziała. - Dlaczego mnie
unikasz?
- Jestem zabiegany, po prostu nie mam czasu.
- Kłamiesz.
- Dlaczego tak uważasz?
- Wczoraj widziałam, jak grasz w szachy w Wielkiej Sali. Nie
wydawałeś się, jak to określiłeś, zabiegany.
- Akurat miałem wolną chwilę.
Gdzieś przeczytał, że kłamcę można rozpoznać na wiele sposobów, a jednym
z nich jest to, że taka osoba stara się nie patrzeć w oczy swojemu rozmówcy.
Lily przyglądała mu się uważnie. Spojrzał jej w oczy, chcąc sprawić, że
jego wersja wydarzeń wyda jej się prawdziwsza, choć wcale taka nie była. Sam
przed sobą musiał przyznać, że to bardzo trudne.
Lily westchnęła
- Sev… Co się dzieje? - zapytała, przybierając zatroskany
wyraz twarzy. Zbliżyła się do niego.
- Nic. Wszystko jest w porządku - odparł. Czyżby eliksir
wciąż działał?
- Jesteś jakiś taki milczący… - powiedziała, po czym
złapała go za rękę. Jej dłoń była ciepła i miękka. Odruchowo ją ścisnął. Evans
pociągnęła go ze sobą w stronę schodów. Poddał jej się. To, dokąd go ciągnęła,
nie miało dla niego żadnego znaczenia. Choć wciąż nie wiedział do czego
zmierzała, postanowił poczekać, aż sytuacja się nieco rozwinie.
Mijali żelazne zbroje i wiszące na ścianach wiekowe obrazy. Wkrótce Lily
zatrzymała się przed drzwiami do jakiejś klasy. Zajrzała do środka. Była pusta.
Wciągnęła go do pomieszczenia, zamknęła drzwi i oparła się o nie.
- Na pewno nie chcesz mi czegoś powiedzieć? - zapytała.
- A jest coś co chciałabyś wiedzieć? - ponownie
odpowiedział pytaniem na pytanie.
Zmarszczyła brwi.
- Dość tego udawania - warknęła, zupełnie zmieniając ton.
- Myślisz, że o niczym nie wiem?
Dopiero teraz Severus zauważył, że Evans cały dzisiejszy dzień grała.
Jakiż był głupi! Stracił czujność! Był tak zajęty, unikaniem jej, że zupełnie
nie zwrócił uwagi na znaki świadczące o tym, że Amortencja przestaje działać. A
wszystko przez to, że tak bardzo ją kochał… Teraz czas na poważną rozmowę.
Czuł, że to ta chwila, w której bezpowrotnie straci resztki jej przyjaźni.
Jednak niczego nie dał po sobie poznać.
- O czym miałabyś nie wiedzieć? - zapytał spokojnie.
Podeszła do niego i wbiła mu różdżkę w pierś. Nawet nie zauważył, kiedy
ją wyjęła.
-Spoiłeś mnie Amortencją - jej twarz zaczynała się robić
czerwona.
Nic nie odpowiedział, bo choć spodziewał się takiego pytania, nie
potrafił wymyślić żadnej sensownej odpowiedzi.
- Tak czy nie? - wyszeptała wściekle.
Po dłuższej chwili odpowiedział jej.
- Tak.
Zacisnęła usta w wąską kreskę. Przełożyła różdżkę do lewej ręki, a prawą
zamachnęła się i z całej siły uderzyła go pięścią w nos.
Skrzywiła się i potarła knykcie. Poczuł jak pęka mu kość.
- Achhhh! – jęknął.
Jego nos został złamany drugi raz w tym miesiącu! Jednak nic nie
powiedział, gdyż doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że zasłużył na coś
znacznie gorszego, niż pogruchotana twarz.
- Jak śmiałeś! Ty kłamco! Mówiłeś, że chcesz porozmawiać!
Sądziłam, że mimo tego, co się między nami wydarzyło, nadal choć trochę mnie
szanujesz! Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że możesz zrobić coś takiego!
Jesteś zwykłym śmieciem! Podstępnym wężem, dla którego jedynym słusznym
zajęciem na przyszłość jest czarna magia! Nie chcę cię znać, rozumiesz? Brzydzę
się myślą o tym, że cię całowałam, brzydzę się samą sobą, że dałam ci się tak
omotać, że miałam w ogóle jakiekolwiek nadzieje, że zrozumiałeś swój błąd! -
poczuła jak po policzkach spływają jej łzy. Otarła je wściekle i nie patrząc na
niego wyszła z klasy, trzaskając drzwiami i zastanawiając się jak
mogła być tak naiwna.
Severus wytarł nos chusteczką. Szybko zaczerwieniła się od
wsiąkającej w nią krwi. Wolną ręką odgarnął włosy z oczu. Oparł się o zimną,
kamienną ścianę i spojrzał tępym wzrokiem przed siebie. Patrzył, choć niczego
nie widział. Jego puste spojrzenie przesuwało się mechanicznie po stojących w
pomieszczeniu meblach. Zakurzone ławki, czarna, od dawna nie używana tablica.
Brudne okna.
Wiedział, że tak będzie. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że o ile
to możliwe, Lily znienawidzi go jeszcze bardziej. Taka była cena chwilowego
szczęścia i już dawno zgodził się ją zapłacić. Dlaczego więc tak bardzo chciał
cofnąć czas?
***
Nie nienawidziła Severusa. Czuła się zraniona i oszukana, miała ochotę
wysłać go do piekła, ale nie nienawidziła go. Nie potrafiła. Wbrew temu, co
powinna czuć, nadal go kochała. Nie tak, jak kocha się swoją drugą połowę, ale
tak, jak kocha się brata. Może dlatego tak bardzo bolało ją jego zachowanie?
Zdawała sobie również sprawę z tego, że mimo tego, co mu dzisiaj
powiedziała, pomogłaby mu, gdyby był w potrzebie.
***
Przeproszenie Meadowes nie było dla Lily szczególnie trudne. Gdy tylko
znalazła się w dormitorium, wystarczyło jedno spojrzenie i Dorcas rzuciła jej
się na szyję. Doskonale wiedziała, co spowodowało wcześniejsze zachowanie Evans
i nie miała jej niczego za złe, ba, nawet jej współczuła. Po uściskach
przyszedł czas na słowa, więc Ruda, której oczy ponownie się zaszkliły,
wydukała z siebie przeprosiny, po czym rozkleiła się całkowicie i opowiedziała
Dorcas wszystko, od początku do końca, zarówno to, co wydarzyło się już dawno,
jak i to, co miało miejsce zaledwie pół godziny temu. Po tej rozmowie poczuła
się na tyle lepiej, że ruszyła na poszukiwania Jamesa.
Nie musiała zbytnio się wysilać. Huncwoci siedzieli w pokoju wspólnym
Gryffindoru i odrabiali lekcje.
***
Sterta rozłożonych przed nim książek była tak wysoka, że sięgała
wyprostowanemu Jamesowi do brody. Zawarte na ich grzbietach tytuły zdawały się
patrzeć na niego groźnie, jakby chciały mu przypomnieć, ile jeszcze ma dzisiaj
do zrobienia.
Huncwoci zajmowali swoje ulubione miejsca przy kominku. Te, które
wszyscy młodsi uczniowie zwalniali im, gdy tylko wchodzili do pokoju wspólnego.
Ogień skwierczał przyjemnie i dawał rozkoszne ciepło.
Nie tylko James biedził się nad górą pracy domowej. Jego przyjaciele
również ślęczeli nad książkami, pisząc esej na trzy rolki pergaminu o historii
eliksiru Feliks Felicis lub usiłując nauczyć się na pamięć wszystkich odmian
mandragor.
Potter poprawił okulary i odgarnął włosy z oczu. Rozejrzał się po pokoju
wspólnym. Zauważył, że drzwi do dormitoriów dziewcząt otwierają się. Wyszła z
nich Lily Evans. Stanęła u szczytu schodów i rozejrzała się po pomieszczeniu.
Gdy ich spojrzenia się spotkały, nie odwróciła wzroku. Po chwili zaczęła
schodzić na dół. James obserwował ją. Ku jego zdziwieniu skierowała się w ich
stronę.
- Chłopaki… patrzcie kto idzie - powiedział James do
swoich przyjaciół, nie odwracając wzroku od zbliżającej się Lily.
Syriusz, Remus i Peter podnieśli głowy znad książek i podążyli w ślad za
spojrzeniem Pottera.
Evans stanęła przed ich stolikiem. Szybkim ruchem założyła sobie włosy
za ucho (był to jeden z tych zwyczajnych gestów, które James tak lubił
obserwować). Wyglądała normalnie, tak, jakby nigdy nie była pod wpływem
Amortencji, i jakby nigdy się nie pokłócili. Jedynie palce, które zaciekle
atakowały rogi jej czarnego swetra, zdradzały, że dziewczyna jest zdenerwowana.
- Hej - powiedziała. - Mmmm… Mogę wam zająć chwilkę?
- No nie wiem… - Black udał, że się zastanawia, po czym
nie mogąc się powstrzymać dodał: - A co zamierzasz? Chcesz znowu
spoliczkować Jamesaa?
Zarówno Lily jak i Remus spojrzeli na niego wzrokiem, który mógłby
zabijać.
- Chcę porozmawiać - powiedziała. - To nie zajmie dużo
czasu.
Syriusz wzruszył ramionami.
- Okej - mruknął.
Ruda rozejrzała się dokoła w poszukiwaniu wolnego krzesła. James
natychmiast zarwał się z fotela i zwolnił jej miejsce.
- Siadaj - powiedziała.
- Nie wygłupiaj się… - zaczął.
- Siadaj - powtórzyła Lily.
- Nie ma mowy. Albo ty usiądziesz, albo oboje będziemy
stali - stwierdził Rogacz.
Przewróciła oczami i uśmiechnęła się delikatnie, ale nie usiadła.
- Jak sobie chcesz - odparła. - Chciałam was przeprosić.
Wszystkich. Ciebie, Remusie, za to, że byłam dla ciebie taka nieprzyjemna, gdy
rozmawialiśmy po raz ostatni na transmutacji.
- Nie masz za co przepraszać, nie poczułem się urażony… -
zaczął, ale Lily go nie słuchała.
Kontynuowała zaczętą wypowiedź:
- Ciebie Syriuszu, również za to, że byłam dla ciebie
niemiła. Peter, tobie chyba nic nie zrobiłam… Ale jeśli tak, to naprawdę
przepraszam… Ja… - popatrzyła na nich uważnie. - Nie jestem pewna, ale domyślam
się, że wiecie… Mmmm… - przygryzła wargę i dopiero teraz jej twarz pokazała, że
czuje się nieco skrępowana i zdenerwowana. - Nie wiem, czy to jest jakieś
usprawiedliwienie, ale… Echh… - westchnęła. - Nie do końca byłam sobą.
- Spokojnie, wiemy wszystko - powiedział Syriusz. - To
znaczy… Na początku nie wiedzieliśmy i przyznam szczerze, trochę się
gniewaliśmy, ale już nam przeszło. W tej chwili obiektem naszej złości jest
twój ukochany - Snape.
Tym stwierdzeniem Black zafundował sobie kolejne dwa sztyletujące
spojrzenia, ale tym razem Remusa zastąpił James.
Dwa plus dwa równa się cztery. Niezły wynik jak na dziesięć minut,
pomyślał Łapa.
Po chwili Lily przeniosła swoją uwagę na Pottera.
- James… Może wyjdziemy na chwilę? - zapytała.
Chłopak patrzył na nią przez chwilę, przyglądając się jej oświetlanej
przez ciepłe płomienie kominka twarzy, po czym lekko skinął głową.
***
Lily pierwsza przeszła przez dziurę pod portretem Grubej Damy. Stanęła z
boku i obserwowała jak Rogacz pokonuje tę samą drogę co ona. Wyszedłszy na
korytarz chłopak podszedł do okna i przysiadł na parapecie. Zdjął okulary i
przetarł je owiniętą w rękaw bluzki dłonią. Księżyc miał prawie całkowicie
kulisty kształt. Rzucał na nich jasne światło, które sprawiało, że skóra Jamesa
wydawała się być bledsza, niż zwykle, i mieniła się lekko. Z powrotem założył
okulary i spojrzał na nią. Jego ręka powędrowała w kierunku włosów, ale cofnął
ją w połowie drogi.
Niedługo pełnia, pomyślała Lily.
Patrzyli na siebie i czekali. Potter aż Lily się odezwie, a Lily na
przypływ odwagi.
Po chwili, zrozumiawszy, że odwaga nie nadejdzie, Evans powiedziała:
- Chciałam cię przeprosić. Tak szczerze, ja… Naprawdę
strasznie mi głupio. Oskarżyłam cię o tyle rzeczy, uderzyłam cię! W twarz! To
jedna z najbardziej poniżających rzeczy, jakie mogłam zrobić! Nie dawałam ci
się wytłumaczyć, nie chciałam porozmawiać. Byłam tak zaaferowana… Zafiksowana…
Zauroczona… Cholera, to nadal nie jest to słowo!... Ogłupiała! Byłam tak
ogłupiała i zamroczona przez ten eliksir Severusa, że nie panowałam nad sobą!
Wiem, że to marne wytłumaczenie, ale naprawdę jest mi strasznie przykro i
głupio - mówiła szybko, wbiła wzrok w podłogę. Teraz, kiedy stał przed nią
tylko James mogła sobie pozwolić na zdjęcie „spokojnej” maski. Jej palce
szarpały sweter i wyginały się we wszystkie strony, a policzki przybrały kolor
dojrzałych wiśni. Odchrząknęła i po raz pierwszy odkąd zaczęła mówić popatrzyła
mu prosto w oczy.
Przyglądał jej się spokojnie, z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Po chwili
również chrząknął i tym razem nie powstrzymał dłoni, która szybkim ruchem
odgarnęła włosy z oczu i zmierzwiła je.
- W porządku, nic się nie stało - powiedział. Schował
dłonie do kieszeni.
- I tyle? - zapytała. - Nie gniewasz się na mnie?
Uśmiechnął się lekko, sam do siebie. Pokręcił głową.
- Nie - spojrzał na nią, nadal się uśmiechając. -
Szczerze?
Pokiwała twierdząco głową.
- Nie potrafię się na ciebie gniewać. Chociaż trochę chcę,
to nie potrafię. Jedyną osobą, do której mam obecnie pretensje, jestem ja. Za
późno się zorientowałem. Gdybyśmy się bardziej wysilili, bardziej postarali, to
już dawno wyzwoliłabyś się spod działania Amortencji.
- Przestań… - zaprotestowała Ruda.
- Nic na to nie poradzę, za bardzo cię lubię - powiedział
James.
Spuściła wzrok i poczuła, że jej policzki robią się jeszcze bardziej
czerwone. Fuknęła, zła na samą siebie, za tę zdradliwą, niechcianą i
niespodziewaną reakcję własnego ciała.
- Słucham? - zapytał.
- Nic nie mówiłam - odpowiedziała szybko, po czym dodała -
wracajmy.
*Dwie Puchonki z trzeciej klasy
Och nareszcie :) Szczerze mówiąc, myślałam, że na końcu do czegoś dojdzie, ale dobrze jest tak, jak jest. Nic za szybko ;) Kiedy napisałaś, że skóra Jamesa delikatnie mieniła się, od razu pomyślałem o Edwardzie ze "Zmierzchu" XD Precz, złe skojarzenia!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Nie ma tak łatwo ;) Na romantyczne sceny musicie jeszcze trochę poczekać :)
UsuńW końcu dodałaś rozdział! Jak dobrze, że Lily już nie jest pod wpływem Amortencji. W końcu przeprosiła przyjaciół i Jamesa. Nie moge się doczekać kolejnego rozdziału. Zapraszam do siebie na Jily: www.lilyjameszamianarol.blogspot.com
OdpowiedzUsuń