sobota, 6 lutego 2016

Rozdział 13 "Przepraszam"



*fanfary, werble, confetti*
Czy ktoś mnie tu jeszcze w ogóle pamięta, a co najważniejsze: czy ktokolwiek jeszcze tu zagląda? Mam nadzieję, że tak.
Przepraszam, że tak dawno niczego nie dodawałam. Naprawdę chciałam coś opublikować, ale niestety choruję na wyjątkowo paskudną, zaawansowaną, szybko postępującą chorobę o nazwie „wtrzeciejgimnazjumnauczycielemyślążedobatrwa32godzinyanie24”. Oczywiście do tej wyjątkowo paskudnej przypadłości dochodzi jeszcze odrobina mojego lenistwa, ale to już zupełnie inna sprawa. W każdym razie, zanim jeszcze przejdziecie do czytania nowego rozdziału zatrzymajcie się na sekundkę i chociaż rzućcie okiem na to co teraz napiszę.
Chciałam bardzo podziękować wszystkim tym, którzy nie odeszli i upominali się o nowe rozdziały, zarówno tu, jak i na asku. Chciałam także podziękować tym, którzy nabijali wyświetlenia. To również świadczy o tym, że czekacie na nową notkę (chyba ;)). Nie macie pojęcia jak bardzo mnie to cieszy.
A teraz, nie przedłużając więcej, zapraszam do czytania i mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Leviosa

Rozdział 13 „Przepraszam”

Skutki zażycia eliksiru Wielosokowego:

Zażycie eliksiru wielosokowego skutkuje natychmiastowym rozpoczęciem procesu przemiany w osobę, której włos lub inny nośnik DNA został wcześniej dodany jako ostatni składnik. Początkowo następuje uczucie skrętu wnętrzności i fale bólu spowodowane gwałtownym wzrostem lub kurczeniem się kości i napinaniem lub rozciąganiem się skóry…

Odgarnęła zabłąkany kosmyk włosów. Nijak nie mogła się skupić. Gdzieś w głębi biblioteki ktoś zatrzasnął z hukiem książkę.

Zażycie eliksiru wielosokowego skutkuje…

Przy sąsiednim stoliku zaszurało krzesło. Spojrzała karcąco w stronę Puchona z trzeciej klasy. Skulił się pod spojrzeniem starszej uczennicy i wycofał się jak najszybciej mógł.

…skutkuje natychmiastowym rozpoczęciem procesu przemiany w osobę, której włos został wcześniej dodany jako ostatni składnik. Początkowo następuje uczucie skrętu wnętrzności i fale bólu spowodowane gwałtownym wzrostem lub kurczeniem się kości i napinaniem lub rozciąganiem się skóry oraz mrowienie związane z wzrostem lub zanikaniem włosów na całym ciele…

 - …wczoraj widziałam Roberta… Uśmiechnął się do mnie!
 - Szczęściara… rozmawiałaś z nim?
 - …chciałam, ale jak tylko wyszedł na dziedziniec…
Zirytowana Lily odwróciła się w stronę, z której dochodziły odgłosy rozmowy. Doskonale wiedziała, o kim mówiły siedzące nieopodal dziewczyny. Robert Rat* był jednym ze szkolnych obiektów westchnień wielu nastolatek. Typowy „słodki chłopiec”, z twarzą niemal dziecięcą, gładką i niewinną, sprawiającą, że prawie każda dziewczyna spoglądała na niego tęsknie. Część uczennic Hogwartu twierdziła, że jego nazwisko w ogóle do niego nie pasuje, jednak Lily przekonała się na własnej skórze, że tak naprawdę Robert jest zwykłym, dbającym tylko o własny interes, szczurem. Gdy na niego patrzyła czuła się tak, jakby spoglądała na wyjątkowo paskudnego robaka.
    - Marlee, Wiktorio* - powiedziała - biblioteka to nie miejsce na rozmowy. Przychodzimy tu, by się uczyć. Zresztą, nie macie co debatować na temat Roberta. On i tak nie zwraca uwagi na nikogo prócz siebie. Musiałybyście się chyba zamienić w lusterka. A co do tego uśmiechu… Najprawdopodobniej ktoś powiedział mu, że jest wspaniały, więc „skromnie” - mówiąc to wykonała odpowiedni gest - Się uśmiechnął. Po za tym, nie sądzę, żeby gustował w dziewczynach, które są od niego młodsze o tyle lat.
Powiedziawszy to odwróciła się i wróciła do czytania. Jednak, choć dookoła nikt już nie szurał krzesłami, nie zatrzaskiwał z hukiem książki i nie ekscytował się wyglądem Roberta Rata, Lily wciąż nie mogła się skupić. Dlatego też, gdy po raz kolejny przeczytana przez nią informacja nie pozostawiła w jej głowie żadnego śladu, zaczęła się pakować.

Była poddenerwowana. Cały dzień „polowała” na Severusa. Specjalnie, chcąc go złapać po południu, jadła dłużej obiad, następnie spędziła dodatkowe pięć minut w klasie eliksirów, czekając, aż chłopak skończy rozmawiać z nauczycielem. Sprawdzała także plan lekcji przed męską toaletą i zadawała profesor McGonagall pytania, na które od dawna znała odpowiedź. Wszystko na nic. Tylko zmarnowała czas. Za każdym razem Snape jej się wymykał.
Skierowała się w stronę wyjścia z biblioteki. Bąknęła niemrawe „do widzenia” i otworzyła dębowe drzwi, po czym przekraczając próg zderzyła się z kimś, kto ewidentnie nie wiedział, że najpierw przepuszcza się wychodzących, a dopiero potem samemu się wchodzi. Zatoczyła się do tyłu i wpadła na ścianę. Usłyszała dobrze jej znany głos:
    - Cholera jasna!

***
Starając się nie patrzeć na leżącą obok osobę, Severus powoli podniósł się z podłogi. Zresztą nie musiał na nią patrzeć, żeby wiedzieć, kogo potrącił. W momencie zderzenia poczuł jedyny w swoim rodzaju, charakterystyczny zapach, który od razu rozpoznał i którego nigdy później nie zapomniał. W jego nozdrza wdarła się delikatna, lekko słodka, świeża i rześka woń perfum Lily Evans.
Co za paradoks, pomyślał, jak do tej pory żaden inny zapach nie sprawił mi tyle bólu co ta, w gruncie rzeczy piękna, woń.
Dopiero, gdy pochował do swojej torby wszystkie rozrzucone po podłodze książki spojrzał na stojącą pod ścianą dziewczynę. Westchnął w duchu. Był pewien, że będzie chciała z nim porozmawiać. Odkąd Huncwoci go pobili, unikał jej. Czuł, że ich ponowne spotkanie nie będzie już takie jak wszystkie poprzednie, które spędzali na wzajemnym zachwycie, skryci za portretem Belledorta Ósmego Łepskiego. Nie był pewien, czy Amortencja wciąż działa, ale wydawało mu się, że Lily znajduje się pod jej wpływem już dość długo… Spojrzał na nią raz jeszcze.
Nie mogę w nieskończoność odkładać tej rozmowy, pomyślał.
    - Nic ci nie jest? - zapytał.
Popatrzyła na niego swoimi pięknymi, zielonymi oczami.
    - Nie - odrzekła. - A tobie?
Pokręcił głową.
Zapadła nieco niezręczna cisza. Oboje nie wiedzieli od czego zacząć. W końcu Lily zabrała głos:
    - Dlaczego mnie unikasz?
Na to pytanie Severus nie był przygotowany. Postanowił odbić piłeczkę:
    - Dlaczego tak dziwnie na mnie patrzysz?
    - Nie zmieniaj tematu - powiedziała. - Dlaczego mnie unikasz?
    - Jestem zabiegany, po prostu nie mam czasu.
    - Kłamiesz.
    - Dlaczego tak uważasz?
    - Wczoraj widziałam, jak grasz w szachy w Wielkiej Sali. Nie wydawałeś się, jak to określiłeś, zabiegany.
    - Akurat miałem wolną chwilę.
Gdzieś przeczytał, że kłamcę można rozpoznać na wiele sposobów, a jednym z nich jest to, że taka osoba stara się nie patrzeć w oczy swojemu rozmówcy.
Lily przyglądała mu się uważnie. Spojrzał jej w oczy, chcąc sprawić, że jego wersja wydarzeń wyda jej się prawdziwsza, choć wcale taka nie była. Sam przed sobą musiał przyznać, że to bardzo trudne. 
Lily westchnęła
    - Sev… Co się dzieje? - zapytała, przybierając zatroskany wyraz twarzy. Zbliżyła się do niego.
    - Nic. Wszystko jest w porządku - odparł. Czyżby eliksir wciąż działał?
    - Jesteś jakiś taki milczący… - powiedziała, po czym złapała go za rękę. Jej dłoń była ciepła i miękka. Odruchowo ją ścisnął. Evans pociągnęła go ze sobą w stronę schodów. Poddał jej się. To, dokąd go ciągnęła, nie miało dla niego żadnego znaczenia. Choć wciąż nie wiedział do czego zmierzała, postanowił poczekać, aż sytuacja się nieco rozwinie.
Mijali żelazne zbroje i wiszące na ścianach wiekowe obrazy. Wkrótce Lily zatrzymała się przed drzwiami do jakiejś klasy. Zajrzała do środka. Była pusta. Wciągnęła go do pomieszczenia, zamknęła drzwi i oparła się o nie.
    - Na pewno nie chcesz mi czegoś powiedzieć? - zapytała.
    - A jest coś co chciałabyś wiedzieć? - ponownie odpowiedział pytaniem na pytanie.
Zmarszczyła brwi.
    - Dość tego udawania - warknęła, zupełnie zmieniając ton. - Myślisz, że o niczym nie wiem?
Dopiero teraz Severus zauważył, że Evans cały dzisiejszy dzień grała. Jakiż był głupi! Stracił czujność! Był tak zajęty, unikaniem jej, że zupełnie nie zwrócił uwagi na znaki świadczące o tym, że Amortencja przestaje działać. A wszystko przez to, że tak bardzo ją kochał… Teraz czas na poważną rozmowę. Czuł, że to ta chwila, w której bezpowrotnie straci resztki jej przyjaźni.  Jednak niczego nie dał po sobie poznać.
    - O czym miałabyś nie wiedzieć? - zapytał spokojnie.
Podeszła do niego i wbiła mu różdżkę w pierś. Nawet nie zauważył, kiedy ją wyjęła.
    -Spoiłeś mnie Amortencją - jej twarz zaczynała się robić czerwona.
Nic nie odpowiedział, bo choć spodziewał się takiego pytania, nie potrafił wymyślić żadnej sensownej odpowiedzi.
    - Tak czy nie? - wyszeptała wściekle.
Po dłuższej chwili odpowiedział jej.
    - Tak.
Zacisnęła usta w wąską kreskę. Przełożyła różdżkę do lewej ręki, a prawą zamachnęła się i z całej siły uderzyła go pięścią w nos.
Skrzywiła się i potarła knykcie. Poczuł jak pęka mu kość.
    - Achhhh! – jęknął.
Jego nos został złamany drugi raz w tym miesiącu! Jednak nic nie powiedział, gdyż doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że zasłużył na coś znacznie gorszego, niż pogruchotana twarz.
    - Jak śmiałeś! Ty kłamco! Mówiłeś, że chcesz porozmawiać! Sądziłam, że mimo tego, co się między nami wydarzyło, nadal choć trochę mnie szanujesz! Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że możesz zrobić coś takiego!  Jesteś zwykłym śmieciem! Podstępnym wężem, dla którego jedynym słusznym zajęciem na przyszłość jest czarna magia! Nie chcę cię znać, rozumiesz? Brzydzę się myślą o tym, że cię całowałam, brzydzę się samą sobą, że dałam ci się tak omotać, że miałam w ogóle jakiekolwiek nadzieje, że zrozumiałeś swój błąd! - poczuła jak po policzkach spływają jej łzy. Otarła je wściekle i nie patrząc na niego wyszła z klasy, trzaskając drzwiami i zastanawiając się jak mogła być tak naiwna.

 Severus wytarł nos chusteczką. Szybko zaczerwieniła się od wsiąkającej w nią krwi. Wolną ręką odgarnął włosy z oczu. Oparł się o zimną, kamienną ścianę i spojrzał tępym wzrokiem przed siebie. Patrzył, choć niczego nie widział. Jego puste spojrzenie przesuwało się mechanicznie po stojących w pomieszczeniu meblach. Zakurzone ławki, czarna, od dawna nie używana tablica. Brudne okna.
Wiedział, że tak będzie. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że o ile to możliwe, Lily znienawidzi go jeszcze bardziej. Taka była cena chwilowego szczęścia i już dawno zgodził się ją zapłacić. Dlaczego więc tak bardzo chciał cofnąć czas?

***
Nie nienawidziła Severusa. Czuła się zraniona i oszukana, miała ochotę wysłać go do piekła, ale nie nienawidziła go. Nie potrafiła. Wbrew temu, co powinna czuć, nadal go kochała. Nie tak, jak kocha się swoją drugą połowę, ale tak, jak kocha się brata. Może dlatego tak bardzo bolało ją jego zachowanie?
Zdawała sobie również sprawę z tego, że mimo tego, co mu dzisiaj powiedziała, pomogłaby mu, gdyby był w potrzebie.

***
Przeproszenie Meadowes nie było dla Lily szczególnie trudne. Gdy tylko znalazła się w dormitorium, wystarczyło jedno spojrzenie i Dorcas rzuciła jej się na szyję. Doskonale wiedziała, co spowodowało wcześniejsze zachowanie Evans i nie miała jej niczego za złe, ba, nawet jej współczuła. Po uściskach przyszedł czas na słowa, więc Ruda, której oczy ponownie się zaszkliły, wydukała z siebie przeprosiny, po czym rozkleiła się całkowicie i opowiedziała Dorcas wszystko, od początku do końca, zarówno to, co wydarzyło się już dawno, jak i to, co miało miejsce zaledwie pół godziny temu. Po tej rozmowie poczuła się na tyle lepiej, że ruszyła na poszukiwania Jamesa. 
Nie musiała zbytnio się wysilać. Huncwoci siedzieli w pokoju wspólnym Gryffindoru i odrabiali lekcje.

***
Sterta rozłożonych przed nim książek była tak wysoka, że sięgała wyprostowanemu Jamesowi do brody. Zawarte na ich grzbietach tytuły zdawały się patrzeć na niego groźnie, jakby chciały mu przypomnieć, ile jeszcze ma dzisiaj do zrobienia.
Huncwoci zajmowali swoje ulubione miejsca przy kominku. Te, które wszyscy młodsi uczniowie zwalniali im, gdy tylko wchodzili do pokoju wspólnego. Ogień skwierczał przyjemnie i dawał rozkoszne ciepło.
Nie tylko James biedził się nad górą pracy domowej. Jego przyjaciele również ślęczeli nad książkami, pisząc esej na trzy rolki pergaminu o historii eliksiru Feliks Felicis lub usiłując nauczyć się na pamięć wszystkich odmian mandragor.
Potter poprawił okulary i odgarnął włosy z oczu. Rozejrzał się po pokoju wspólnym. Zauważył, że drzwi do dormitoriów dziewcząt otwierają się. Wyszła z nich Lily Evans. Stanęła u szczytu schodów i rozejrzała się po pomieszczeniu. Gdy ich spojrzenia się spotkały, nie odwróciła wzroku. Po chwili zaczęła schodzić na dół. James obserwował ją. Ku jego zdziwieniu skierowała się w ich stronę.
    - Chłopaki… patrzcie kto idzie - powiedział James do swoich przyjaciół, nie odwracając wzroku od zbliżającej się Lily.
Syriusz, Remus i Peter podnieśli głowy znad książek i podążyli w ślad za spojrzeniem Pottera.
Evans stanęła przed ich stolikiem. Szybkim ruchem założyła sobie włosy za ucho (był to jeden z tych zwyczajnych gestów, które James tak lubił obserwować). Wyglądała normalnie, tak, jakby nigdy nie była pod wpływem Amortencji, i jakby nigdy się nie pokłócili. Jedynie palce, które zaciekle atakowały rogi jej czarnego swetra, zdradzały, że dziewczyna jest zdenerwowana.
    - Hej - powiedziała. - Mmmm… Mogę wam zająć chwilkę?
    - No nie wiem… - Black udał, że się zastanawia, po czym nie mogąc się powstrzymać dodał:  - A co zamierzasz? Chcesz znowu spoliczkować Jamesaa?
Zarówno Lily jak i Remus spojrzeli na niego wzrokiem, który mógłby zabijać.
    - Chcę porozmawiać - powiedziała. - To nie zajmie dużo czasu.
Syriusz wzruszył ramionami.
    - Okej - mruknął.
Ruda rozejrzała się dokoła w poszukiwaniu wolnego krzesła. James natychmiast zarwał się z fotela i zwolnił jej miejsce.
    - Siadaj - powiedziała.
    - Nie wygłupiaj się… - zaczął.
    - Siadaj - powtórzyła Lily.
    - Nie ma mowy. Albo ty usiądziesz, albo oboje będziemy stali - stwierdził Rogacz.
Przewróciła oczami i uśmiechnęła się delikatnie, ale nie usiadła.
    - Jak sobie chcesz - odparła. - Chciałam was przeprosić. Wszystkich. Ciebie, Remusie, za to, że byłam dla ciebie taka nieprzyjemna, gdy rozmawialiśmy po raz ostatni na transmutacji.
    - Nie masz za co przepraszać, nie poczułem się urażony… - zaczął, ale Lily go nie słuchała.
Kontynuowała zaczętą wypowiedź:
    - Ciebie Syriuszu, również za to, że byłam dla ciebie niemiła. Peter, tobie chyba nic nie zrobiłam… Ale jeśli tak, to naprawdę przepraszam… Ja… - popatrzyła na nich uważnie. - Nie jestem pewna, ale domyślam się, że wiecie… Mmmm… - przygryzła wargę i dopiero teraz jej twarz pokazała, że czuje się nieco skrępowana i zdenerwowana. - Nie wiem, czy to jest jakieś usprawiedliwienie, ale… Echh… - westchnęła. - Nie do końca byłam sobą.
    - Spokojnie, wiemy wszystko - powiedział Syriusz. - To znaczy… Na początku nie wiedzieliśmy i przyznam szczerze, trochę się gniewaliśmy, ale już nam przeszło. W tej chwili obiektem naszej złości jest twój ukochany - Snape.
Tym stwierdzeniem Black zafundował sobie kolejne dwa sztyletujące spojrzenia, ale tym razem Remusa zastąpił James.
Dwa plus dwa równa się cztery. Niezły wynik jak na dziesięć minut, pomyślał Łapa.
Po chwili Lily przeniosła swoją uwagę na Pottera.
    - James… Może wyjdziemy na chwilę? - zapytała.
Chłopak patrzył na nią przez chwilę, przyglądając się jej oświetlanej przez ciepłe płomienie kominka twarzy, po czym lekko skinął głową.

***
Lily pierwsza przeszła przez dziurę pod portretem Grubej Damy. Stanęła z boku i obserwowała jak Rogacz pokonuje tę samą drogę co ona. Wyszedłszy na korytarz chłopak podszedł do okna i przysiadł na parapecie. Zdjął okulary i przetarł je owiniętą w rękaw bluzki dłonią. Księżyc miał prawie całkowicie kulisty kształt. Rzucał na nich jasne światło, które sprawiało, że skóra Jamesa wydawała się być bledsza, niż zwykle, i mieniła się lekko. Z powrotem założył okulary i spojrzał na nią. Jego ręka powędrowała w kierunku włosów, ale cofnął ją w połowie drogi.
Niedługo pełnia, pomyślała Lily.
Patrzyli na siebie i czekali. Potter aż Lily się odezwie, a Lily na przypływ odwagi.
Po chwili, zrozumiawszy, że odwaga nie nadejdzie, Evans powiedziała:
    - Chciałam cię przeprosić. Tak szczerze, ja… Naprawdę strasznie mi głupio. Oskarżyłam cię o tyle rzeczy, uderzyłam cię! W twarz! To jedna z najbardziej poniżających rzeczy, jakie mogłam zrobić! Nie dawałam ci się wytłumaczyć, nie chciałam porozmawiać. Byłam tak zaaferowana… Zafiksowana… Zauroczona… Cholera, to nadal nie jest to słowo!... Ogłupiała! Byłam tak ogłupiała i zamroczona przez ten eliksir Severusa, że nie panowałam nad sobą! Wiem, że to marne wytłumaczenie, ale naprawdę jest mi strasznie przykro i głupio - mówiła szybko, wbiła wzrok w podłogę. Teraz, kiedy stał przed nią tylko James mogła sobie pozwolić na zdjęcie „spokojnej” maski. Jej palce szarpały sweter i wyginały się we wszystkie strony, a policzki przybrały kolor dojrzałych wiśni. Odchrząknęła i po raz pierwszy odkąd zaczęła mówić popatrzyła mu prosto w oczy.
Przyglądał jej się spokojnie, z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Po chwili również chrząknął i tym razem nie powstrzymał dłoni, która szybkim ruchem odgarnęła włosy z oczu i zmierzwiła je.
    - W porządku, nic się nie stało - powiedział. Schował dłonie do kieszeni.
    - I tyle? - zapytała. - Nie gniewasz się na mnie?
Uśmiechnął się lekko, sam do siebie. Pokręcił głową.
    - Nie - spojrzał na nią, nadal się uśmiechając. - Szczerze?
Pokiwała twierdząco głową.
    - Nie potrafię się na ciebie gniewać. Chociaż trochę chcę, to nie potrafię. Jedyną osobą, do której mam obecnie pretensje, jestem ja. Za późno się zorientowałem. Gdybyśmy się bardziej wysilili, bardziej postarali, to już dawno wyzwoliłabyś się spod działania Amortencji.
    - Przestań… - zaprotestowała Ruda.
    - Nic na to nie poradzę, za bardzo cię lubię - powiedział James.
Spuściła wzrok i poczuła, że jej policzki robią się jeszcze bardziej czerwone. Fuknęła, zła na samą siebie, za tę zdradliwą, niechcianą i niespodziewaną reakcję własnego ciała.
    - Słucham? - zapytał.
    - Nic nie mówiłam - odpowiedziała szybko, po czym dodała - wracajmy.

https://ssl.gstatic.com/ui/v1/icons/mail/images/cleardot.gif
 *Dwie Puchonki z trzeciej klasy

3 komentarze:

  1. Och nareszcie :) Szczerze mówiąc, myślałam, że na końcu do czegoś dojdzie, ale dobrze jest tak, jak jest. Nic za szybko ;) Kiedy napisałaś, że skóra Jamesa delikatnie mieniła się, od razu pomyślałem o Edwardzie ze "Zmierzchu" XD Precz, złe skojarzenia!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma tak łatwo ;) Na romantyczne sceny musicie jeszcze trochę poczekać :)

      Usuń
  2. W końcu dodałaś rozdział! Jak dobrze, że Lily już nie jest pod wpływem Amortencji. W końcu przeprosiła przyjaciół i Jamesa. Nie moge się doczekać kolejnego rozdziału. Zapraszam do siebie na Jily: www.lilyjameszamianarol.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Lydia Land of Grafic