Witajcie.
Naprawdę dawno nie wstawiałam nic na bloga i bardzo Was za
to przepraszam, ale mam nadzieję, że zrozumiecie wszystko, jak tylko Wam
wytłumaczę. No więc, mam strasznie zapchany tydzień. Chodzę do szkoły muzycznej
i oprócz zwykłych lekcji mam jeszcze granie na dwóch instrumentach. Do domu
wracam tak późno, że nie mam kompletnie na nic czasu. Dopiero w piątek mogę
zasiąść do komputera i dlatego tak wolno piszę.
Jako rekompensatę mam dla Was coś, jakby one-shota. Jest to
pierwsze opowiadanie w tej formie, jakie tu opublikuję, więc proszę o
wyrozumiałość ;) Jakby one-shota, ponieważ w notce pojawiają się fakty, które będą opisane w późniejszych rozdziałach. Tak więc, np. wspomnienia głównego bohatera dotyczą wydarzeń, które w mojej historii dopiero nastąpią. Nie wiem, czy dobrze wytłumaczyłam zamysł tej notki. Mam nadzieję, że tak. Oczywiście postaram się odpowiedzieć, na wszystkie zadane przez Was pytania.
Posta dedykuję Megan Lunaris Moony (monlightmemoriesbymeganlunarismoony.blogspot.com) w podzięce, za wytrwałe komentowanie każdego rozdziału i motywujące słowa. Wiedz, że zawsze z niecierpliwością czekam, na Twoją opinię.
Ci którzy znają jej bloga doczytawszy do końca będą wiedzieć, czemu dedykacja jest właśnie dla niej.
A co do rozdziału 8, to pojawi się niedługo. Pracuję nad nim.
Wiecznie spóźniona
Leviosa
P.S
Niestety notka nie jest sprawdzona.
„A noc była piękna…”
Zaskakujące, jak wiele w życiu człowieka może zmienić jedno wydarzenie. Wydarzenie nieistotne dla świata, a dla osoby, której ono dotyczy wręcz przeciwnie. Niezależnie od tego, czy jest ono pozytywne, czy negatywne, zawsze pozostawia po sobie jakiś ślad. Ludzie, którym przydarzyło się coś takiego diametralnie się zmieniają. Tak było i w jego przypadku, choć może nie zmienił się aż tak bardzo, jak by się wydawało. A przecież ucierpiał dużo bardziej, niż inni…
Stracił spokój ducha, jaki do tej pory posiadał. Strach i niepewność porwały go w swoje oślizgłe macki. Każdej nocy wciąż na nowo przeżywał ten sam koszmar. Koszmar, który nawet w realnym świecie go nie opuszczał. Stawał się jedynie bardziej rzeczywisty, gdy nadchodził ten dzień.
Doświadczając takiej negatywnej zmiany, człowiek często zamyka się w sobie, strzegąc swego sekretu, jak drogocennego skarbu. On też tak zrobił i na początku tylko rodzice mieli z nim ten sam kontakt, co zawsze. Bo dzielili z nim tajemnicę. Czasem pomóc może zdjęcie tego ciężaru, zrzucenie go z ramion. Od tego są między innymi przyjaciele, ale znaleźć takich, którzy ten ciężar przyjmą to jak szukanie igły w stogu siana. Strach, przed odrzuceniem i wyśmianiem sprawia, że nawet nie próbujemy…
On odsunął od siebie praktycznie wszystkich. A ci, którzy później stali się mu najbliżsi, jakoś sami się znaleźli i sprawili, że stał się prawie taki, jak kiedyś.
A jednak, mimo tych wszystkich nieszczęść nadal pamiętał, co
było ich przyczyną. Mimo, że minęło tyle lat i jego wściekłość powinna się już
dawno wypalić.
Zemsta.Jego życie stało się koszmarem, przez zemstę. I wiedział, że skoro wszystko to przez zemstę się zaczęło, na zemście musi się zakończyć.
***
Biegł, przed siebie, gnany palącym gniewem. Był naprawdę
wściekły, a jednocześnie podekscytowany, zdenerwowany i zdesperowany. Wreszcie
zakończy to, co On tyle lat temu
zaczął. Wreszcie czuł, że po raz pierwszy ma aż taki wpływ, na to, co będzie
dalej. Obrócił głowę, do tyłu. Obok niego biegła kobieta. Uśmiechała się i
patrzyła, na niego, z ufnością. Zganił siebie samego w duchu za to, że nie
udało mu się jej zmusić, do zostania w Pokoju Życzeń. Teraz, tak jak wiele lat temu, bał się, że znów zawiedzie. Że kolejna osoba, straci, przez niego życie. Zdusił, w sobie wspomnienia, by nie przejęły nad nim całkowitej kontroli. Jednak mimo tych zabiegów ich strzępki przedostały się do jego podświadomości.
Ogarnęło go poczucie dejavu, choć sceneria była nieco inna niż wtedy. Tamtej nocy, nad ich głowami również śmigały promienie zaklęć, rozlegały się krzyki zarówno ich, jak i zakapturzonych postaci, ale zamiast kamiennych murów zamku otaczały ich krzewy i drzewa ciemnego lasu.
Całą piątką gnali przed siebie, wymachując różdżkami na prawo i lewo, w nadziei, że któreś z ich zaklęć trafi zamaskowane postacie za nimi.
Potrząsnął głową. Nie może sobie pozwolić na odpływanie w przeszłość.
Tuż obok jego ucha przeleciał szafirowy grot zaklęcia. Obejrzał się za siebie i wypuścił czerwony promień.
Biegł dalej, usiłując pozbyć się sprzed oczu niechcianych obrazów, ale one już na dobre go opanowały.
-Avada Kedavra!
Poprzez odgłosy walki przebił się czyjś krzyk.
Odruchowo spojrzał do tyłu. Na ziemię, tuż obok niego padła jakaś postać.
Nie. To niemożliwe.
Nigdy nie dopuszczał do siebie myśli, że coś takiego może się przydarzyć. Planując tę misję, mówili o tym, że jest duże ryzyko, ale nie przypuszczał, że ostrzeżenia Dumbledora się sprawdzą. Poczuł palące wyrzuty sumienia. Czy to jego wina? Choć tłumaczył sobie, że nie miał na to wpływu, a każdy kto tu dziś przyszedł sam podjął taką, a nie inną decyzję, nie mógł się pozbyć uczucia, że to jednak przez niego. W końcu to był jego pomysł.
Niewiele myśląc złapał bezwładną postać za ręce i podniósł, do góry. Przerzucił ją sobie przez ramię i pognał do przodu, za oddalającymi się przyjaciółmi. Śmierciożercy byli już tuż za nim. Przyspieszył, ale ciało, które taszczył nie pozwalało mu osiągnąć pełnej szybkości. Miał wrażenie, że wlecze się niemiłosiernie wolno.
Mijał krzaki i drzewa. Może, gdyby popatrzył choć na chwilę w bok lub posłuchał trochę uważniej, dostrzegłby pierwsze oznaki brzasku. Ptaki zaczynały świergolić gdzieś w koronach rozłożystych dębów i sosen, a pomiędzy gałęziami niebo zmieniało kolor na jaśniejszy. W innych okolicznościach na pewno cieszyłby się z tego widoku, ale był zbyt zajęty. Usilnie starał się nad sobą zapanować i nie wybuchnąć płaczem. Miał już przecież dostatecznie dużo lat, by znieść to jak mężczyzna. Nie będzie popadał w rozpacz.
Mimo, że solennie sobie to postanowił nie mógł pohamować napływających do oczu łez, spowodowanych wielką dziurą w sercu, która z minuty, na minutę stawała się coraz bardziej bolesna. Co on najlepszego narobił!
Przeskoczył strumyk, płynący na skraju lasu. Już niedaleko. Jeszcze tylko kawałek i będzie mógł się deportować. Gnając w kierunku umówionego miejsca poczuł, że powoli opada z sił. Choć postać, którą niósł była dosyć lekka coraz bardziej się męczył. Jeśli nie zbierze się w sobie nie da rady dobiec. Potknął się o korzeń i upadł na kolana.
Cholera! Że też musiał wyrosnąć akurat tutaj- pomyślał gramoląc się z powrotem na nogi.
Obejrzał się za siebie i zaklął pod nosem Śmierciożercy byli coraz bliżej. Zaczął gorączkowo myśleć. Wiedział, że jeśli nadal będzie dźwigać ciało nie da rady im uciec. Nagle go oświeciło.
Rzucił zaklęcie lewitujące i pobiegł do przodu, a bezwładna postać leciała za nim.
Dotarł na miejsce. Obrzucił szybkim spojrzeniem całą grupę jego przyjaciół. James patrzył z niedowierzaniem na unoszącego się w powietrzu człowieka.
-Czy…- zaczął.
-Tak- przerwał mu, bo nie był w gotowy by usłyszeć tego, co Rogacz chciał powiedzieć.
Ale choć usilnie starał się odsunąć od siebie tę myśl wiedział, że jedno z nich nie wróci dziś do domu. Jedno z nich odeszło na zawsze, zostawiając resztę zagubioną i zrozpaczoną.
Jedno z nich nie żyje.
Otarł łzę, która spłynęła mu po policzku. Jeszcze raz obejrzał się na swoją towarzyszkę i podjął ostatnią desperacką próbę zatrzymania jej.
-Wracaj- krzyknął nieco zbyt szorstko, uchylając się przed szmaragdowym grotem, który jedynie o cal minął jego czoło.
Spojrzała na niego z lekkim wyrzutem.
-Myślisz, że teraz cię zostawię? Dobrze wiem ile to dla ciebie znaczy.
-A jeśli coś ci się stanie?
-Dlaczego masz takie czarne myśli? Wszystko będzie dobrze- posłała mu pokrzepiający uśmiech. Uniosła różdżkę i posłała czerwony promień w stronę mierzącego w nią śmierciożercy.
Przeskoczyli wał gruzu, który częściowo zagradzał im drogę. Odgłosy wszechobecnej walki sprawiły, że mroczne myśli, które i tak kołatały mu się po głowie, jeszcze bardziej się rozrosły.
Mężczyzna przygryzł dolną wargę i wysunął ostatni, ale najmocniejszy argument, który mógł zmusić jego towarzyszkę do powrotu do Pokoju Wspólnego.
-A dziecko?- zapytał- Co z naszym synem? Co jeśli zginiemy, a on zostanie sam? Pomyślałaś o tym? Proszę cię, wróć i zajmij się nim. Nie chcę, żeby nie pamiętał rodziców, żeby zastanawiał się później dlaczego go zostawiliśmy. Nie chcesz widzieć, jak dorasta? Jak idzie do Hogwartu? Jak stawia pierwsze kroki, mówi pierwsze słowa? Jak przeżywa pierwszą miłość i jak się żeni? Nie chcesz tego zobaczyć?
Wiedział, że syn był jej oczkiem w głowie. Zresztą jego też, ale był gotów poświęcić się, by nie musiał żyć w strachu. Pamiętał jej radość, gdy ich dziecko przyszło na świat. Pamiętał chwile gdy żartobliwie kłócili się o to, do którego z nich jest podobny.
Był głupcem mówiąc jej co zamierza. Gdyby wiedział, że to się tak skończy nigdy by tego nie zrobił.
Spojrzał na nią. Zacisnęła usta w wąską kreskę, a jej oczy zaszkliły się. Walczyła ze sobą. Była taka uparta!
Ale nie zdążyła mu odpowiedzieć, bo dokładnie w momencie, gdy otworzyła usta drogę zastąpiła im jakaś postać.
***
-Remus Lupin-
powiedział postawny mężczyzna- Kopę lat?Brudne i lekko podarte ubranie nadawało mu wręcz upiorny wygląd. Szerokie ramiona, pokryte były starą i świeżą krwią. Twarz… twarz była najgorszym koszmarem, jaki można sobie wyobrazić. Nie była zdeformowana, ani brzydka. Po prostu miała w sobie coś takiego, co sprawiało, że człowiek odruchowo się cofał i chciał uciec jak najdalej. Zapomnieć twarz, którą widział i nigdy więcej jej nie spotkać. W oczach czaiła się rządza mordu i niczym nie skażone zło, chęć siania bólu i rozpaczy. Szaleństwo.
Fenrir Greyback
Remus powoli uwolnił z płuc powietrze, nawet nie zdając
sobie sprawy z tego, że je wstrzymywał. Otworzył buzię, żeby coś powiedzieć,
ale Fenrir nie dał mu nawet zacząć.
-Wiesz,
zastanawiałem się, kiedy wreszcie się zobaczymy. Ostatnio, kiedy cię spotkałem
byłeś nieco zdenerwowany- spojrzał na Nimfadorę Tonk, która stała obok Lupina.
Czerwona na twarzy łapała oddech po długotrwałym i intensywnym biegu- Witaj Nimfadoro-
końcówki jej włosów przybrały krwisty kolor- Więc jednak plotki to prawda.
Wyszłaś za mąż za tego psa. Nie mogłaś sobie wybrać lepszej partii- powiedział
z ironią, uśmiechając się krzywo. Ze wszystkich osób, które chodziły po tym parszywym świecie jego Remus Lupin nienawidził najbardziej. Choć minęło już tyle lat, odkąd zobaczył tego mężczyznę po raz pierwszy, nadal bardzo się go bał. Ale teraz cały strach przesłoniła wściekłość, kumulująca się w nim od bardzo dawna. Spojrzał na niego zimno i powiedział:
-Ile dusz już dzisiaj straciłeś? Pięćdziesiąt? Sto? Ile osób pokazało ci dzisiaj, jak bardzo się ciebie boi? Dostarczyli ci odpowiedniej rozrywki? Jak to jest, kiedy wszyscy cię nienawidzą i wzdrygają się na twój widok? Służba w szeregach śmierciożerców sprawiła, że czujesz się bardziej doceniany? Mniej osamotniony? Bellatrix głaszczę cię po brzuszku, kiedy zamieniasz się w wilkołaka?
Fenrira Greybacka niełatwo było urazić, ale wzmianka, o jego samotności i Bellatrix, której szczerze nienawidził sprawiła, że skrzywił się lekko.
Remus przestąpił z nogi, na nogę. Wręcz palił się do tego, żeby wreszcie przejść do sedna sprawy. Zniszczyć stojącą przed nim osobę. Sprawić, że nigdy więcej nie przemieni żadnej ludzkiej istoty. Że nigdy więcej nie posmakuje słodkiej ludzkiej krwi. Ale odpowiedni moment jeszcze nie nastąpił. Jeszcze chwila. Naprawdę niedługo.
-Powiedz mi, zanim na zawsze się ciebie pozbędę, dlaczego?- zapytał Lupin.
Greyback spojrzał na niego nie rozumiejąc, o co chodzi. Uniósł do góry jedną brew i podrapał się po karku. Czy Remusowi się wydawało, czy w tym geście była nuta zdenerwowania?
-Dlaczego krzywdzisz tyle osób?
Było to pytanie z pozoru proste i szczerze mówiąc Lupin nie spodziewał się tak rozbudowanej odpowiedzi, jaką otrzymał. Przez twarz jego przeciwnika przebiegł ledwie dostrzegalny grymas, po czym zniknął i więcej się nie pojawił.
-Dlaczego? Spójrz na nasze życie. Na to, jak wiele ludzi po prostu się nas brzydzi. Przypomnij sobie momenty, w których nie mogłeś czegoś mieć, bo jesteś wilkołakiem. Gdy szukałeś pracy i każdy, kto dowiedział się o twojej przypadłości wyganiał cię. A teraz wyobraź sobie, że wszyscy na tym świecie, cała społeczność czarodziejów stają się tacy jak ty, czy ja. O ile łatwiej by się nam żyło. Właśnie dlatego Remusie. Nie jestem barbarzyńcą. Jestem w y b a w i c i e l e m wszystkich tych, których spotkało to co nas.
-Jesteś szalony- powiedział Lupin- Co twoja wizjonerska wizja ma wspólnego z tymi, których ugryzłeś, bo byłeś spragniony krwi?
-Gdy już się raz kogoś ugryzie, bardzo ciężko jest się wyplątać. Ludzka krew jest jak narkotyk. Zresztą, cel uświęca środki. Zawsze istnieje szansa, że w wyniku jakiejś anomalii oni też zarażą się Likantropią. Łączę przyjemne z pożytecznym.
Fenrir zaśmiał się mrocznie, przyprawiając Remusa i Tonks o dreszcze.
-Zabijesz mnie teraz?- zapytał.
-Tylko po to tu przyszedłem- odrzekł Lupin- Ale nie użyję różdżki. Chcę, żebyś zginął z rąk tego, co sam stworzyłeś.
Oddał swój magiczny atrybut Tonks, po czym objął ją i pocałował. Chciał wyrazić w tym geście całą swoją miłość. Kochał ją. Usłyszał, jak Greyback śmieje się jeszcze głośniej, ale nie przerwał pieszczoty. Wsunął długie, blade palce w krótkie włosy swojej żony i odchylił jej głowę do tyłu. Z ustami tuż przy jej ustach wyszeptał:
-Obiecaj mi, że jak się przemienię uciekniesz.
Oderwał się od niej i trzymając jej twarz w dłoniach spojrzał jej głęboko w oczy. Patrzyła na niego twardo i z uporem, ale nie wytrzymała długo. Po policzku spłynęła jej pojedyncza łza.
-Obiecaj- nalegał.
-Obiecuję- wyszeptała w końcu.
Przytuliła go mocno.
-Kocham cię- powiedziała.
-Ja ciebie też.
Odsunął się od niej, po czym odwrócił się w stronę Fenrira. Mężczyzna zanosił się śmiechem przypominającym wycie wilka. Remus spojrzał za okno. Po niebie śmigały promienie zaklęć. Postacie w czarnych szatach nacierały ze wszystkich stron. Biegły i leciały na miotłach. A noc była piękna. Ciemnogranatowe niebo usiane było milionem srebrnych piegów. Mroczny Las odznaczał się czarną linią na horyzoncie. Z jego skraju raz, po raz wylatywały w powietrze strzały centaurów. Gdzieś tam, daleko, za jakieś dwie godziny wstanie słońce i nastanie słoneczny dzień. Z tymi myślami, pewny swego, Remus Lupin przemienił się w wilkołaka.
***
Na samym początku swojej „przygody” z Likantropą nie miał
pojęcia, że przemiany można dokonać poza pełnią. Ale później z biegiem czasu
okazało się, że to całkiem proste, choć może trochę uciążliwe. Niekiedy, gdy
się czegoś bał, lub przeżywał coś bardzo wilk sam się w nim odzywał. A w
pozostałych momentach łatwo było się nim stać. Tak jak dużo razy wcześniej,
teraz również musiał przez to przejść.Przywołał z głębi siebie potwora. Istotę, która chciała wydostać się na powierzchnię. Całym sobą zapragnął, by monstrum go obezwładniło, ale nie przejęło nad nim kontroli. Poczuł, że pysk mu się wydłuża, a oczy zmieniają kolor na zgniło- żółty. Źrenice się zwęziły i wydłużyły na całą długość tęczówki. Usłyszał trzask rozrywanych ubrań, gdy jego ciało urosło. Barki się uwydatniły, ręce urosły aż do kolan, a stopy zamieniły się w przyozdobione śmiertelnie niebezpiecznymi pazurami łapy. Na sam koniec pokazała się sierść. Zawył, po czym opadł na kolana ciężko dysząc. Był gotów.
***
Gdy wstał jego przeciwnik był takim samym stanie, jak on. Krótkie,
brązowa sierść porastała całe jego ciało, a długi pysk uniesiony był do góry.
Węszył. Remus wiedział, że Fenrir czuje krew. On też ją czuł i jedynie siłą
woli powstrzymywał swoją wilczą naturę przed napiciem się jej z pierwszego,
lepszego źródła. Wiedział, że była słodka i pulsowała życiem w ciałach
walczących w zamku osób. Swiadomość tego faktu nic mu nie ułatwiała. Spojrzał
na Tonks, która nadal stała obok ściskając w ręku ich różdżki i wpatrywała się
w niego. Miała uciekać! Obiecała! Warknął na nią, ale ona ledwo dostrzegalnie
pokręciła głową. Dlaczego zawsze musi być taka uparta! Jako wilkołak nie mógł
się odezwać ludzkim głosem, ale popatrzył na nią wzrokiem wyrażającym zawód.
„Obiecałaś”- mówił. Odpowiedziała mu tym samym sposobem. „Przepraszam”Przeklnął w myśli. Ponownie zwrócił całą swoją uwagę na Greybacka. Mężczyzna wykonał tylko jeden gest, który zdradził jego zamiary. Mięśnie potężnych, tylnych łap napięły się zaledwie ułamek sekundy wcześniej, a potem wilkołak skoczył. Absolutnie nieprzygotowany na to wydarzenie Lupin upadł pod ciężarem przeciwnika. Fenrir ryknął triumfująco i zatopił długie, żółte kły w ramieniu Remusa. Po jego ciele rozlała się fala bólu. Krew zaczęła spływać po sierści, sklejając ja. Zaczął się szarpać. Czując, że przez ranę uciekają z niego resztki sił, wyswobodził tylną łapę i kopnął na oślep. Trafił! Greyback zaskomlał cicho i poleciał do tyłu, by wylądować na przeciwległej ścianie. Lupin wstał i spojrzał na swoją ranę. Gwałtownie wciągnął powietrze widząc oderwany kawał mięsa.
Tym razem, gdy Fenrir na niego skoczył, był na to przygotowany. Zamachnął się na pysk przeciwnika, ale chybił. Usłyszał zduszony okrzyk Tonks.
Szczepieni w walce przetoczyli się po ziemi. Po chwili Remus leżał unieruchomiony pod Greybackiem. Wybawca wszystkich wilkołaków patrzył mu prosto w oczy.
„Zaraz zginiesz. Czy twoja żona lubi krwawe dramaty?”
Odpowiedział mu.
„Na twoim miejscu nie byłbym taki pewny swego”.
Wielka szkoda, że harde słowa nie potrafią załatwić sprawy. Jego przeciwnik zawarczał, co zabrzmiało zupełnie jak szyderczy śmiech, i ugryzł go w bok. Ból był jeszcze większy niż ten, który spowodowała rana na ramieniu. Fenrir zacisnął mocniej szczęki. Niezdolnemu się poruszyć Remusowi śmierć zajrzała w oczy. Zaczęło mu brakować tchu. Nagle nad głową Greybacka pojawił się kamień, który opadł na jego czaszkę. Normalny człowiek zginąłby od takiego ciosu, ale nie wilkołak. On będzie jedynie trochę oszołomiony. Z piersi Lupina zniknął ciężar. Mimo ogromnego upływu krwi zdołał się jakoś podnieść. Blada ze strachu Tonks ściskała oburącz narzędzie, którym uratowała mężowi życie. Nim zdążył do niej podejść lub zdenerwować się, że jeszcze tu stoi, od tyłu zaszła ją lekko zataczająca się postać i wbiła wielkie kły w jej ciało.
***
Są takie momenty, kiedy mamy wrażenie, że czas zwolnił swój
bieg, a my sparaliżowani strachem nie jesteśmy w stanie nic zrobić. Nie możemy
się odwrócić, ani ruszyć się z miejsca. Wszystko do koła staje się nieważne, bo
nasze myśli zajmuje tylko jedna rzecz. Przerażenie.
Tak czuł się Remus, patrząc jak Fenrir Greyback rzuca Nimfadorą o ścianę. Uderzyła o nią z gruchotem i osunęła się na ziemię. W miejscu, gdzie jej czaszka zetknęła się z kamieniem pozostał krwawy ślad… W powietrzu rozniósł się zapach jej narastającej paniki. Sklejone czerwoną cieczą włosy zasłoniły jej bladą twarz. Próbowała się podnieść i uciekać, ale szaleńczo śmiejący się wilkołak przyszpilił ją do podłogi wielkim łapskiem, wbijając przy tym pazury w jej delikatną skórę.
A on stał i nie był zdolny się ruszyć, choć wszystko w nim krzyczało.
Rusz się! Ona umiera! Ten szaleniec rozerwie ją na strzępy!
Nagle czas wrócił do normalnego biegu, a wraz z nim Lupin ocknął się nagle z odrętwienie i ruszył na Greybacka z obłędem w oczach. Zbyt zajęty swą ofiarą przeciwnik nie zauważył biegnącego Remusa, który obnażył kły i z dzikim wyciem rzucił się na niego. Wgryzł się w kark. Ciepła krew wlała mu się kaskadą do pyska. Była słodko-gorzka. Wgryzł się jeszcze mocniej, podczas gdy jego ofiara próbowała zrzucić go z siebie.
Zapłacisz mi za krzywdę Tonks.
Walka była zadziwiająco krótka.
W pewnym momencie Fenrir z całej siły uderzył plecami w ścianę. Lupin poczuł, jak fala bólu rozpływa się po całym jego ciele, ale nie puścił. Złapał go jedną łapą za pysk. Pociągnął do góry, wyginając mu głowę do tyłu. Rozległ się nieprzyjemny trzask. Przeniósł cały swój ciężar na barki Greybacka. Ten zachwiał się lekko i skoczył do przodu próbując utrzymać równowagę, ale potknął się o leżący na ziemi gruz i upadł. Remus wykorzystał sytuację. Szybko puścił kark i ugryzł w szyję. Leżąca pod nim postać zaczęła się gwałtownie szarpać, gdy powietrze powoli przestawało dopływać jej do płuc. Bolały go szczęki, a każda część ciała pragnęła natychmiast podbiec do Nimfadory. Powstrzymał się jednak. Wilkołak, którego zaatakował uderzył go w brzuch wykręcając rękę do tyłu. Niezwykle mocny cios sprawił, że nieświadomie poluzował nieco chwyt, a to wystarczyło, żeby wróg odwrócił się błyskawicznie na plecy. Próbował wstać, ale Lupin w porę zorientował się co się dzieje i przyszpilił go do ziemi tak, jak on zrobił to chwilę wcześniej Tonks. Spojrzał mu głęboko w oczy.
„Oto kara. Ludzkie istnienia są zbyt cenne, żebyś mógł je bezcześcić”
„Masz na to wystarczająco dużo odwagi?”
Nie szarpał się. Był zrezygnowany? A może pogodził się już ze śmiercią? Może coś z tego, co powiedział wcześniej Remus dotarło do niego? Mimo to miał twarde, wyzywające spojrzenie.
„Przekonaj się”.
I ugryzł go po raz ostatni. Słaby puls zatrzepotał i zgasł, jak zdmuchnięta świeca.
Puścił go i pobiegł w stronę Nimfadory.
Tak zginął Fenrir Greyback. Na jego grobie można by wypisać
następujące słowa:
„Tu spoczywa Fenrir Greyback. Okrutnie zraniony przez los
mężczyzna, który chciał dobrze, ale po drodze się zagubił i już nigdy nie był
taki jak wcześniej. Złem i okrucieństwem próbował wywalczyć dobro.”Bo taka była prawda. Za tą grubą kurtyną szaleństwa, złości i gniewu kryła się zraniona, odtrącona, samotna dusza.*
***
Nie zdążył.
Kiedy podbiegł do Tonks, już nie żyła. Złapał jej wątłą dłoń
i spróbował wyczuć puls.Nic.
Zaszlochał. Znowu stracił ukochaną osobę. To była zdecydowanie jego wina. Może gdyby wcześniej wysunął argument o Tedzie, zdążyłaby odpowiedzieć i jakoś by ją przekonał. Może, gdyby był bardziej uważny nie zauważyłaby, że wychodzi z Pokoju Wspólnego i nie pobiegłaby za nim. Gdyby zrobił cos więcej... Ale nie zrobił i znowu miał na sumieniu kolejne drogie mu życie.
-Przepraszam, przepraszam, przepraszam- wyszeptał.
Ból, ten psychiczny rozrywał go od środka. Zaczął krzyczeć, uwalniając z siebie rozpacz i bezsilność.
Schował pazury i najdelikatniej, jak potrafił zamknął jej oczy. Nie zmienił się w człowieka, bo ona by tego nie chciała. Doskonale pamiętał ich nie tak dawną rozmowę. Pamiętał, jak przerwał jej, żeby nie mówiła takich głupstw, ale ona nie dała się uciszyć i powiedziała swoje do końca. Chciała, żeby, jeśli zginie pierwsza pojawił się na jej pogrzebie, jako wilkołak. Na znak tego, że kochała go takiego, jaki był naprawdę. Że kochała w nim zarówno człowieka, jak i bestię.
Odgarnął jej z twarzy splątane włosy. Przełkną ślinę. Jej twarz była zakrwawiona i brudna, a od ucha, przez policzek aż do brody ciągnęła się długa rana. Pogłaskał ją po czole wierzchem łapy.
Jego Tonks.
Zawsze wesoła, potwornie uparta, trwająca przy nim, kiedy jej potrzebował.
Nawet teraz, gdy martwa i blada leżała na kamiennej, zawalonej gruzem podłodze, miała na twarzy delikatny uśmiech, witając tamten nieznany mu jeszcze świat.
***
Szybkość, z jaką impuls nerwowy dociera do mózgu jest wręcz
niewyobrażalna. Światło pokonuje bardzo długą drogę w czasie o wiele mniejszym
od sekundy. Dźwięk słyszymy zaledwie ułamek sekundy później, praktycznie od
razu po jego wydobyciu. Prędkość pędzącego zaklęcia zdecydowanie należy do
elity. Osoba, w którą jest ono wymierzone ma minimalną ilość czasu, żeby usunąć
mu się z drogi. Remus nawet nie wiedział, kto wymówił w jego kierunku dwa
słowa.Avada Kedavra.
***
Zawsze myślał, że umieranie jest potwornie bolesne. Że serce
powoli staje, a ból opanowuje całe ciało. Albo, że dopada nas paraliż i gdy
leżymy bez ruchu czujemy, jak powoli poszczególne części naszego ciała po
prostu wyłączają się. Lub, że dostajemy halucynacji i majaczymy w
przedśmiertnych drgawkach. Ale nie miał racji. Umieranie było, jak sen. Na jego
myśli powoli nasuwała się mgiełka. Życie przewinęło mu się przed oczami.
Wszystkie dobre i złe uczynki. Wszystkie bohaterskie czyny, chwile, w których
czuł się odrzucony. Od narodzin, aż po teraźniejszość. Tempo jego myśli zaczęło
zwalniać. Wszystko to działo się w zaledwie kilka setnych sekundy. A potem
nastała ciemność. Poczuł, jak jego duch opuszcza ciało i ulatuje do góry. Miał nadzieję, że tam na górze Bóg przyjmie go łaskawie.
A noc była piękna. Srebrne gwiazdy błyskały wesoło do każdej walczącej w dole postaci…
*Fenrir Greyback został przemieniony, jako mały chłopiec i
wszyscy się od niego odwrócili. Zraniona dusza dziecka, potrzebowała bliskości,
ale nigdy jej nie zaznała. Odtrącony od wszystkich (rodzina, czarodzieje) obrał
sobie za cel stworzyć jak najwięcej wilkołaków. (Moja opinia stworzona w
oparciu o jego historię)
______________________________________________________
Mam nadzieję, że Wam się podobało. Ostatecznie wyszło trochę
inaczej, niż miało być, ale chyba nie jest tak źle ;)
Super! :)
OdpowiedzUsuńZgubiłaś kilka przecinków, gdzieś zapomniałaś literki, ale ogółem wyszło ci to całkiem nieźle :) Naprawdę, fantastycznie to opisałaś.
Mam nadzieję, że rozdział 8. jest w fazie "jeszcze dwie sceny i koniec" :D
Weny i czekam na nn
Panna Nikt
PS Czy mogłabys powiadomić mnie o nowym rozdziale u mnie? :)
http://www.druga-polowka-lily.blogspot.com/
Oczywiście, że powiadomię cię o nowym rozdziale.
UsuńCieszę się, że to opowiadanie Ci się podobało. Szczerze mówiąc trochę się bałam, kiedy je wstawiałam, bo nigdy wcześniej nie pisałam nic takiego. Ale skoro jest tak, jak napisałaś to super.
Pozdrawiam.
Leviosa
Świetne. Czytam to, jadąc autobusem i powstrzymuję łzy. Zawsze tak na mnie działają opowiadania o tej parze, a tym bardziej na TAKIM poziomie. Bardzo mi się podobało. Boli mnie głowa, więc nie napiszę nic więcej.
OdpowiedzUsuńDziękuję za dedykację, czuję się zaszczycona :3
Pozdrawiam i życzę weny!!
Lunaris ;)
Z początku ciężko było mi się zorientować, o którą postać chodzi (myślałam o Seversusie, ale wątek z synem coś mi nie pasował), co zaliczam na duży plus. :) Bardzo dobrze przemyślana miniaturka, rzadko natrafiam na coś o Lupinach, a szkoda (nie lubię happy endów!).
OdpowiedzUsuń(~mia)
Właśnie o to chodziło, żeby na początku nie do końca było wiadomo, o kim mowa, więc bardzo się cieszę, że osiągnęłam zamierzony efekt :)
UsuńSzczerze ci powiem, że nieźle się z tym natrudziłam, więc jest mi podwójnie miło ;)
Pozdrawiam.
Leviosa.
O mój boże. To wspaniałe...Nic dodać, nic ująć...
OdpowiedzUsuńJejku ile w tym emocji! Ile cierpienia, bólu. Takie miniaturki to ja poprostu kocham, naprawde... Teraz po przeczytaniu tego one - shota, jestem trochę wstrząśnięta. Jestem bardzo wrażliwą osobą i takie opowiadania mną wstrząsają i uczą też trochę samego życia, chodź uwierz, takich właśnie jak opisywałam jest tylko kilka.
Pozdrawiam i weny na 8 rozdział
Chloe Ann Wolf
Dzięki. Cieszę się, że Ci się spodobał. Mam nadzieję, że uda mi się skończyć 8 rozdział jak najszybciej i że już niedługo będę mogła go opublikować.
UsuńPozdrawiam.
Leviosa
Cudna miniaturka! Dawno tak świetnej nie czytałam. Cieszę się, że trafiłam na tego bloga. Na pewno tu jeszcze zajrzę!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Lyriana