wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział 6 "Jakby była bombą masowego rażenia"


Witajcie.
Bardzo przepraszam, że nie wstawiłam tej notki w piątak tak, jak pisałam. Nie zdążyłam jej jeszcze wtedy ukończyć, bo nie miałam czasu, żeby to zrobić.
Rozpoczęły się wakacje, więc aby to uczcić nowy rozdział ma aż o trzy strony więcej, niż wszystkie poprzednie ;)  
 
Niedługo wyjeżdżam, ale mam nadzieję, że zanim to nastąpi uda mi się wstawić następną część opowiadania. Powinna się pojawić w przyszły piątek (18.07). Jeśli pojawią się jakiekolwiek zmiany będę Was o nich informować.
Rozdział 6 zabetowała Mia, za co jej bardzo dziękuję.
Mam nadzieję, że się Wam spodoba i liczę na to, że pozostawicie po sobie jakiś ślad, czyli po prostu go skomentujecie :)

Leviosa.

 
Rozdział 6 "Jakby była bombą masowego rażenia"
 
Wszystko się zamazało i pozostał tylko Severus Snape.
Nie była pewna, czym dokładnie ją spoił. Wiedziała za to, że zaraz mu przyłoży. Jak śmiał?... Nagle poczuła ból brzucha, który z początku tępy i lekko pulsujący, zmienił się w okropne, nie do wytrzymania skurcze. Zgięła się w pół i jęknęła cicho. Nie wiedziała, co to za eliksir - a bez wątpienia był to eliksir - gdyż nigdy do tej pory nie czytała o takich skutkach przyjmowania jakiegokolwiek z nich.
Ból przeniósł się nieco wyżej - w stronę jej szaleńczo bijącego serca. Zakłuło potwornie. Było tak, jakby ktoś rozrywał jej ten narząd na malutkie kawałeczki. Następnie rozbolała ją głowa. Miliony rozżarzonych do czerwoności szpikulców przebijało jej czaszkę. Złapała się za głowę. Bała się, że jeśli tego nie zrobi, rozpadnie się od środka. Poczuła się pusta.

Ból, strach.
Co on jej zrobił?!
Ale w tej chwili nie była w stanie głębiej się nad tym zastanowić. Opadła na kolana i zaczęła kołysać się w przód i w tył. W przód i w tył. W przód i w tył.
Nagle wszystko ustało, równie szybko, jak się pojawiło.
W jednym momencie ogarnęło ją nieuzasadnione szczęście. W powietrzu rozniósł się zapach lilii, świeżo skoszonej trawy, czekolady i powietrza po deszczu. Wzięła głęboki oddech. Wdech i wydech. Serce powoli zwalniało i już nie tłukło się tak rozpaczliwie w jej piersi. Teraz biło spokojnie, wręcz leniwie.
Rozejrzała się. Wszystko nabrało mocniejszej barwy, kolory stały się żywsze, a kontury wyraźniejsze. Po całym jej ciele rozeszło się przyjemne ciepło. Jednak kogoś jej brakowało. Przez moment starała się uświadomić sobie, kogo tak mocno potrzebuje. Uniosła wzrok do góry i już wiedziała - Severus Snape patrzył na nią niepewnie, tak, jakby zaraz miała wybuchnąć. 

 

***

Podając jej eliksir, spodziewał się czegoś innego… Prawdę mówiąc, nie wiedział do końca, czego. Nie miał do tej pory przyjemności przeżycia skutków wypicia amortencji, ale jego wyobrażenie o nich było nieco inne. Przez chwilę nic się nie działo, a przynajmniej z jego perspektywy tak to wyglądało. Lily skrzywiła się i spojrzała na niego z rządzą mordu w oczach. Nagle, zupełnie niespodziewanie zgięła się w pół. Wydała z siebie dziwny odgłos, coś pomiędzy jękiem bólu, a okrzykiem wściekłości. Potem przyłożyła rękę do serca. Nawet z tej odległości, pomimo, że go nie słyszał, Severus domyślał się, jak szybko bije. Ścisnęła szatę na piersi. Uniosła głowę i padło na nią światło zapalonej pochodni. Jej oczy… jej oczy były przeraźliwie puste. Źrenice rozszerzyły się tak, że czerń pochłonęła prawie całą zieleń. Złapała się za głowę i wykrzywiła twarz w grymasie bólu. Zachwiała się niebezpiecznie. Rzucił się do przodu, aby ją podtrzymać, ale ona jedynie opadła na kolana. Potem wszystko znikło, a po burzy pojawiło się słońce. Odetchnęła i spojrzała na Snape’a jeszcze raz. Łagodnie, bez choćby cienia złości, jaka gościła w jej oczach jeszcze przed chwilą.
 

***

Zapomniała, co działo się jeszcze przed momentem. Odczuła to, przeraźliwą pustką w głowie, tam, gdzie do tej pory znajdowały się wydarzenia związane z wcześniejszą rozmową jej i Severusa Snape’a.
    -Lily? Jak się czujesz?
Blask księżyca, powoli ustępującego miejsca słońcu, oświetlał jego naturalnie bladą twarz. Czarne, tłuste, źle przystrzyżone włosy opadały mu nierówno na czoło. Nagle poczuła palącą potrzebę jego bliskości. Chciała go pocałować - i tak też zrobiła, choć sama nie była pewna, co nią kierowało. Zbliżyła swoją twarz do jego twarzy. Odnalazła jego wargi i zatopiła się w nich.
Kiedy w końcu się od niego oderwała, spojrzał na nią z błyszczącymi oczyma.
    - Jesteś niesamowita. Lily?
    - Tak?

    - Pamiętasz to popołudnie, nad jeziorem? - zapytał niepewnie, kiedy nieco się od niej odsunął. Wytężyła umysł w poszukiwaniu potrzebnych informacji. Niestety, znalazła jedynie strzępy jakiś kolorowych obrazów. James Potter, Syriusz Black, Remus Lupin i Peter Pettigrew nad wspomnianym przez Snape’a jeziorem, śmiech, niosący się przez szkolne błonia, i poczucie upokorzenia.
    - Niewiele…
    - To znaczy? Co konkretnie?
Opowiedziała mu. Trochę się rozchmurzył, a po chwili zamyślił się.
    - A czemu pytasz? - jej wszechobecna ciekawość i upór wzięły górę.
    - Nieważne.
    - No, powiedz mi! Teraz już musisz skończyć - naburmuszyła się lekko.
    - Nie chcę narobić sobie wrogów.
    - Jak to? Wrogów w kim? We mnie? - zdziwiła się.
    - Nie - ociągał się chwilę. - W Jamesie…
    - Co zrobił? - w jej oczach pojawiły się groźnie błyskające ogniki. Mogła nie pamiętać wydarzeń znad jeziora, ale osoba Jamesa Pottera i tak wzbudzała w niej złość.
    - On… no, bo… on nazwał cię… - wziął głęboki wdech - szlamą.
    - Jak śmiał?! - wykrzyknęła.
    - Ciiiiii, bo kogoś obudzisz.
Ściszyła głos i ciągnęła dalej, prawie szeptem:
    - Jak śmiał, mały wstrętny karaluch. Skoro tak chce sobie pogrywać, to chyba zakończymy naszą przyjaźń. No, i jak to możliwe, że tego nie pamiętam? Jak mogłam być taka ślepa. Czysta krew! Przecież to nic nie znaczy! Myśli, że jak jest „prawdziwym” czarodziejem, to może mnie obrażać? Jak śmiał? - powtórzyła jeszcze raz.
    - Teraz już wiesz, dlaczego nie chciałem ci mówić - stwierdził, patrząc na nią ze współczuciem.
    - I tak prędzej, czy później bym się dowiedziała. A tak przynajmniej to ty mi powiedziałeś.
    - Mhm - mruknął. Miał jakąś niewyraźną minę.
    - Coś się stało?
Ocknął się z zamyślenia.
    - Nie, nic. Nic.
Przysunął się do niej bliżej i pocałował ją jeszcze raz.
    - Muszę już iść. Dobranoc, Lily Evans.
Podeszła do portretu, a on odwrócił się i zagłębił w ciemny korytarz.
 

***

Mógł sobie pogratulować. Spoił Lily eliksirem, okłamał ją w sprawie Pottera i zaszczepił w niej nienawiść do niego, jeszcze większą, niż odczuwała do tej pory. Kiedy planował te wydarzenia, nie uwzględniał nigdy palącego poczucia winy, jakie go na początku ogarnęło, które jednak minęło zaraz po tym, jak Evans go pocałowała. Merlinie, co za uczucie!
Za te wszystkie lata, przez które James Potter go upokarzał, należało mu się coś więcej, niż nienawiść Rudej. Powiedzenie, że to on nazwał dziewczynę szlamą było dziecinnie proste. Snape dobrze wiedział, że Lily nie spocznie, dopóki nie dowie się prawdy. Wystarczyło przez chwilę odmawiać jej odpowiedzi, by dziewczyna zaczęła o nią męczyć. Teraz Severus chciał, aby chłopak zobaczył go z miłością swojego życia. Ale chyba jeszcze chwilę z tym zaczeka. Jednak mimo wszystko, nie mógł zapomnieć, o tym, że ją okłamał.
Doszedł do pokoju wspólnego Ślizgonów.
    - Śmierć szlamom - wypowiedział hasło i wszedł do środka. Minął szkarłatne kanapy i fotele, przeszedł przed dużym kominkiem, po czym dotarł wreszcie do sypialni siódmego roku. Wszedł na palcach do środka i po cichu położył się do łóżka. Zasnął w ubraniu, czując się lekko i radośnie, bo nigdy nie udało mu się tak dobrze wypełnić żadnego swojego planu.
 

***

Gdyby Dorcas Meadowes umiała czytać w myślach, wiedziałaby, co stało się z jej przyjaciółką - ale nie umiała, więc była skazana jedynie na domysły.
Lily od rana zachowywała się dziwnie. Wstała, ubrała się i poszła do łazienki. Kiedy wyszła, wpadła w niekontrolowany chichot. Tego jeszcze Dor nie widziała. Zdarzały się napady złości, gdy Potter wyjątkowo zalazł jej za skórę, lub tak zwany „naukowy szał”, gdy Ruda koniecznie musiała sprawdzić coś nagle w książce. Natomiast chichot pojawił się pierwszy raz.
    - Wszystko w porządku, Lily? - zatroskana przyjaciółka zapytała ją o to zaraz po śniadaniu.
    - No pewnie, Dorcas! Czemu coś miałoby być nie tak? - zaświergotała zapytana.
    - Trochę dziwnie się zachowujesz…
    - Wydaje ci się.
Obejrzała się za siebie i po chwili przestała się śmiać.
Nie próbuj mi tu wciskać kitu, Evans, pomyślała Meadowes.
    - Muszę iść - powiedziała Lily i odeszła w stronę schodów.
Do pilnej obserwacji, zaznaczyła w myślach Czarna i ruszyła z powrotem do dormitorium.
 

***

Co miałoby być nie tak? Nigdy nie czuła się tak wspaniale jak teraz! Wszystko wydawało jej się piękniejsze, niż jeszcze wczorajszego wieczora.
Nie podeszła do schodów ot tak sobie. Zobaczyła Severusa. Trzeba było się przywitać, jeszcze raz zatopić się w jego wargach...   
    - Cześć, skarbie - czyjś oddech połaskotał ją w ucho.
Odwróciła się z wściekłością, bo już wiedziała, kto ją dopadł.
    - Spadaj, Potter.
    - Lily, ja wiem, że nie powinienem wtedy na ciebie krzyczeć. To nie twoja wina, że się uniosłem…
    - Wstydziłbyś się.
    - Dlatego przyszedłem przeprosić.
    - Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi! - wrzasnęła tak głośno, że kilku pierwszoroczniaków, zmierzających na późne śniadanie, aż odwróciło się w ich stronę.
James zrobił zdziwioną minę. Ściągnął w skupieniu brwi, ale najwyraźniej nic nie wymyślił, bo zapytał:
    - O co ci chodzi? Nie wiem o czymś?
    - Nawet nie wiesz, że coś zrobiłeś?! Klasyczne. A myślałam, że Gryffindor nie przyjmuje do siebie maniaków czystej krwi! Powinieneś się wstydzić! A może chciałbyś zmienić dom? Co ja mówię-przecież to niemożliwe! Ale masz szczęście! Wpiszesz się do historii Gryfonów, jako czyściciel!* Możesz być z siebie dumny.
    - O czym ty mówisz?! Nie wiem, o co ci…
    - Spadaj, dupku.
Odwróciła się na pięcie i chciała odejść, ale chłopak złapał ją za rękę. Popełnił ogromny błąd.
    - Nie dotykaj mnie! Nigdy więcej się do mnie nie zbliżaj! - plask! Lily wymierzyła policzek kompletnie zaskoczonemu jej wybuchem Jamesa. Kilka osób, które akurat obok nich przechodziły odsunęło się jak najdalej od Evans, jakby była bombą masowego rażenia.
Wyrwała mu się i pobiegła w stronę Wieży Gryffindoru, zostawiając oszołomionego Pottera na środku korytarza.
 
 
    -Co jej się stało? Jest coś, o czym nie wiem? - Syriusz i Remus podeszli do przyjaciela.
Obserwowali całą scenę z boku. Dlatego, że po pierwsze: nie chcieli narazić się Lily, po drugie, James jest dużym chłopcem i umie rozwiązywać swoje problemy sam. Ale po tym, co zobaczyli, stwierdzili, że najwyraźniej się mylili.
    - Nie mam pojęcia - odrzekł Szukający, trzymając się za miejsce, gdzie trzasnęła go Evans.

    - Coś musiałeś zrobić. Sama z siebie, chybaby tak….
    - Nie mam pojęcia - powtórzył.
    - Może z nią pogadam? - zaproponował Remus.
    - Może tak - stwierdził Black. - Co o tym sądzisz, Rogaczu?
    - Nie mam pojęcia.
    - Idź, Luniaku. Nasz przyjaciel się chyba zaciął - zaśmiał się Syriusz.
 

***

Zaśmiał się w duchu. Głupi Potter. Nigdy nie widział, żeby szukający nie wiedział, co odpowiedzieć. Naprawdę warto było to zobaczyć. Potem ten pozer Black i ten plugawy mieszaniec Lupin podeszli do niego. Nienawiść Ślizgona mieszała się z radością i dziką satysfakcją. Nareszcie okularnik wiedział, jak to jest zostać upokorzonym na oczach całej szkoły. Tylko, że chłopak zdawał się tego nie zauważać. Stał, trzymając się za miejsce, gdzie Evans zostawiła odcisk swojej dłoni.
Severus odwrócił się w stronę schodów i zaczął się wspinać na górę. Ruszył w stronę klasy zaklęć, ponieważ za pięć minut miała zacząć się lekcja, a profesor Flitwick nie cierpiał spóźnialskich.
 

***

Głębokie cienie zalegały w kątach ciemnego pokoju. Za oknem świeciło słońce, ale ciężkie zasłony całkowicie odcinały dopływ światła. Pewien mężczyzna siedział w wiekowym aksamitnym fotelu i leniwie stukał długimi bladymi palcami o brzeg jego oparcia. Chciał informacji! Natychmiast!
Potrzebował ich teraz tak jak jeszcze nigdy, bo miał plan. Niezwykły i doskonały.
Rozejrzał się po pokoju i skrzywił. Znalezienie tego miejsca zajęło mu dużo czasu. Miało być daleko, na odludziu. Miało należeć do ludzi, którzy nie utrzymują kontaktu ze światem zewnętrznym. Miało być zamieszkane przez mugoli.

Tu nikt go nie znajdzie. Nie, nie bał się, ale chciał jak największego bezpieczeństwa i możliwości działania z ukrycia. Dawni mieszkańcy byli tacy głupi. Jak wszyscy mugole, plugawiący cały świat. Są jak wyjątkowo uciążliwa choroba, niczym szybko rozprzestrzeniający się wirus. Zarażają swoimi osobami wielu czarodziejów czystej krwi, a ci głupcy zaczynają się nimi interesować. Zgłębiać tajniki techniki, skupować rzeczy, które do nich należały, lub wtapiać się w ich życie, by poznać jego jakże gorzki smak. Jego przyziemność i monotonię.
Zabicie mugoli, mieszkających tu, było dziecinnie proste. Jedno celne zaklęcie, jeden ruch różdżką. Ich życie było takie kruche. Zniknęli, ale po nich zaraz pojawią się następni, którzy też zginą, a po nich następni i następni. To będzie trwało w nieskończoność. Chyba, że ktoś położy temu kres i światem zawładnie rasa czarodziejów. Nastanie złoty wiek.
Przyjrzał się uważniej zdjęciom stojącym na zimnym wygasłym kominku. Jakaś dziewczyna, przytulająca psa. Chłopiec, w otoczeniu paru innych osób, uśmiechający się szeroko, do obiektywu. Na trzecim czworo ludzi obejmuje się. Mama, tata i dzieci. Za nimi widać park, jesienne liście spadające z drzew.
Zaśmiał się cicho. Jakie to sentymentalne, trzymanie zdjęć, staranie się zatrzymać czas na jednym kawałku papieru. Przypomniał sobie moment, gdy szmaragdowy grot zaklęcia przebił ciało małżeństwa i chłopca. Młoda dziewczyna kuliła się wtedy w kącie pokoju, otoczona przez jego sługi. Przypomniał sobie, jak w jego głowie wykiełkował plan dotyczący jej losów. Chwilę później ta kobieta szamotała się w ramionach jednego z najwierniejszych poddanych mężczyzny. Oddał mu ją wtedy, bo dobrze się sprawował, wykonywał rozkazy. A posłuszni zasługują na nagrodę.

Zakurzona podłoga zaskrzypiała, gdy do pokoju wkroczył ów młody człowiek.
Otwierając drzwi, wpuścił odrobinę światła, które rozlało się po pomieszczeniu tak, jakby gorąco pragnęło nadać temu miejscu odrobinę życia. Mężczyzna siedzący na fotelu przesłonił oczy ręką i spojrzał na przybyłego.
    - Panie, mam niezbędne informacje… - powiedział drżącym z podniecenia głosem młodzieniec.
 

***

Profesor McGonagall siedziała za katedrą, przyglądając się swojej klasie spod przymrużonych powiek. Uczniowie siedzieli w ławkach, usiłując zamienić króliki w grające pozytywki. Wymagało to dużego skupienia, ponieważ złożona budowa kręgowców i mechanizm grającego przedmiotu utrudniała wykonanie tego zadania. Ciemne mahoniowe drewno biurka, za którym siedziała nauczycielka, odbijało pierwsze promienie słońca, wpadające przez ulokowane pod sufitem okna.
Remus Lupin siedział w ławce razem z Lily Evans. Tak, jak powiedział Syriuszowi i Jamesowi, zbierał się w sobie, żeby porozmawiać z Rudą. Zerknął na panią profesor i podążył za jej wzrokiem. Katterin Smatt i Eloise Petterson z Ravenclawu pochylały ku sobie głowy i zawzięcie o czymś szeptały.
    - Panno Smatt, ma pani w planach zdać w tym roku egzaminy?
Spłoszona dziewczyna podniosła gwałtownie głowę i zarumieniła się.
    - Ja? - zapytała piskliwym głosem.
    - Pani nazywa się Smatt? - McGonagall przeszyła ją karcącym spojrzeniem.
Uczennica w milczeniu potaknęła głową.
    - W takim razie zapewne chodzi o panią - stwierdziła kobieta. - Proszę wrócić do transmutacji i zająć się lekcją, a nie beztrosko trajkotać z koleżanką.
Spojrzała po klasie.
    - Zajmijcie się tym, co macie robić.
Usiadła z powrotem za katedrą i zajęła się przeglądaniem jakiejś starej księgi. Raz po raz przewracała strony, czytając najwyraźniej tylko wybrane fragmenty. To był ten moment. Remus odwrócił się twarzą do Lily i zaczął ostrożnie:
    - Lily, chciałbym z tobą porozmawiać.
Spojrzała na niego ze zdziwieniem, ale i nutką podejrzliwości w oczach.
    - O co chodzi?
    - O Jamesa, ale daj mi skończyć - powiedział szybko, widząc, że otwiera usta, by mu przerwać. 
    - Nie chcę o tym rozmawiać - wymamrotała.

    - Ale on chce. Dlaczego tak go potraktowałaś? On nie rozumie…
    - To niech przejrzy parę niedawnych wydarzeń, słów, które wypowiedział i głupich pomysłów, które przyszły mu do głowy - prychnęła z pogardą.
Westchnął. Chyba nic z tego nie będzie. Spróbował inaczej.
    - Dlaczego tak go nienawidzisz?
    - Bo mam swoje powody - fuknęła.
Nie, to nie. Jeśli koniecznie chce milczeć, to nie będzie jej bronił. Fakt, zachowuje się trochę dziwnie, ale to na pewno się wyjaśni. Nic złego się nie dzieje…
Mimo, że usilnie starał się samego siebie przekonać, nie był tego aż taki pewien.

 
***

    - Szach i mat.
    - Jak to możliwe? - zdenerwował się Syriusz.
    - Normalnie. Lata praktyki - powiedział James.
W pokoju wspólnym Gryffindoru było tłoczno. Powycierane, stare, ale nadal wygodne fotele, pozajmowane były przez licznych uczniów, śmiejących się i rozmawiających. Huncwoci grali w szachy. James już czwarty raz ograł Syriusza w tej pasjonującej grze. Jego wieża powaliła właśnie królową Łapy, powodując, że chłopak prawie zrzucił ze stołu szachownicę. Remus obserwował rozgrywkę, a Peter siedział z nosem w podręczniku do zielarstwa. Dorcas opierała się o kanapę, próbując czytać notatki z transmutacji.
    - Nie gorączkuj się tak, przyjacielu. Odsłoniłeś niewłaściwą figurę. Gdybyś przesunął gońca trzy ruchy wcześniej, nie doszłoby do tego. Musisz po prostu dużo ćwiczyć - pouczył go Potter
    - Bardzo śmieszne.
    - Mówię śmiertelnie poważnie - Rogacz prawie dusił się ze śmiechu.
Black mruknął coś pod nosem - coś, co zabrzmiało prawie jak „debil”
    - Rewanż - Syriusz zaczął układać figury z powrotem na szachownicy.
    - Czwarty z kolei? - zadrwił James.
    - Tak.
    - Jak chcesz.
Rozpoczęli kolejną partię. Lupin przyglądał się, jak Potter powoli pokonuje rywala. Nagle coś mu się przypomniało.
    - Chłopaki - powiedział. Nadal grali w szachy. - Chłopaki! - powtórzył głośniej.

Peter oderwał wzrok od podręcznika do zielarstwa.
    - Nie musisz krzyczeć, Luniaku, słyszę. Poczekaj chwilę, właśnie ogrywam Syriusza - powiedział Potter.
    - Och daj spokój, James. O co chodzi, Remusie - zapytał Black.
    - Tchórz - stwierdził Rogacz. - Przerywasz, bo boisz się, że przegrasz.
Łapa całkowicie go zignorował.
    - Rozmawiałem z Lily - powiedział Lupin.
James podniósł głowę znad szachownicy, nagle zainteresowany rozmową.
    - No i? - zapytał.
    - No i nic. Nic mi nie powiedziała. Tylko coś, że masz przejrzeć parę ostatnich wydarzeń, słów i głupich pomysłów, które wpadły ci do głowy.
    - Aha… ja naprawdę nie mam pojęcia, co zrobiłem - westchnął Potter.
    - W sumie, to chyba faktycznie nie wydarzyło się nic, co mogłoby ją aż tak urazić. Czekaj! - wykrzyknął nagle Syriusz. - A może jednak coś powiedziałeś? No, wtedy, gdy w Proroku napisali o tej mugolskiej dziewczynie!
    - Też o tym pomyślałem, ale pamiętasz, co działo się, dziś rano - James zapatrzył się w pomarańczowo-złote płomienie, tańczące w wielkim kominku. - To chyba nie o to chodzi.
Zapadła cisza, gdy każdy z nich próbował na swój sposób wytłumaczyć sobie dziwne  zachowanie Lily.
Dorcas zapatrzyła się w czarne włosy Syriusza.
     - Co się stało? Ktoś mi napluł na głowę? - zapytał chłopak, próbując strzepać ze swoich długich pukli niewidzialny brud.
     - Nie, nieważne. Ja też z nią dzisiaj rozmawiałam - odezwała się, po raz pierwszy tego wieczora. – Rano – kontynuowała. – Kiedy wstałyśmy zaczęła się dziwnie zachowywać. Miała jakiś straszny atak chichotu. Nie wiem, skąd jej się to wzięło, ale gdy zapytałam, o co chodzi, powiedziała, że wszystko jest w porządku - popatrzyła po huncwotach.
    - Musimy się temu przyjrzeć - zawyrokował James. - Dorcas, ty jesteś najbliżej Lily. Postarasz się wybadać, co się stało?
    - Spróbuję - westchnęła.
Mimo w miarę wczesnej pory, na zewnątrz powoli zapadał mrok. Słońce chowało się za krawędzią Zakazanego Lasu, zabierając ze sobą ostatnie światło dnia. Dziura pod portretem otworzyła się i do Wieży Gryffindoru weszła grupa roześmianych nastolatek. Za nimi Dorcas zobaczyła Lily. 
    - Jest - powiedziała.

    - Co? - Peter jak zwykle nie zrozumiał, o co chodzi.
    - Ruda - wyjaśniła lekko poirytowana Meadowes.
    - To może ja sobie pójdę - Potter zaczął podnosić się ze starego fotela, na którym siedział.

    - Przestań robić z siebie idiotę - powiedział Syriusz. - Nie musisz przed nią uciekać.
Czarna popatrzyła za swoją przyjaciółką. Ruda zmierzała prosto w ich stronę. Prześlizgnęła wzrokiem po Jamesie, nie pokazując w żaden sposób, że go zauważyła, pominęła również pozostałych huncwotów, zatrzymując się na Dorcas. Skierowała się do miejsca, gdzie siedziała dziewczyna, ignorując całą resztę.
    - Cześć.
    - Cześć - odpowiedziała Czarna.

    - Idziesz na górę? - Lily wskazała schody prowadzące do dormitorium dziewcząt i posłała jej błagalne spojrzenie.
    - Chyba jeszcze chwilę zostanę. Muszę doczytać transmutację - odpowiedziała Meadowes.
Evans poczerwieniała na twarzy i zacisnęła wargi w cienką kreseczkę.
    - Jak chcesz, to zostań. Ale niczego w ten sposób nie osiągniesz - warknęła i ruszyła we wskazane przez siebie wcześniej miejsce.
Podeszła do kamiennych stopni i wbiegła po nich na górę, docierając w ten sposób do grubych dębowych drzwi, oddzielających głośny pokój wspólny od sypialni siódmego roku. Jeszcze raz spojrzała na Dorcas i weszła do środka.
Skonfundowani huncwoci siedzieli jak zaklęci. Pierwszy otrząsnął się Remus.
    - Co to było? - zapytał.
    - Nie mam pojęcia - odpowiedziała dziewczyna. - Ale chyba za nią pójdę.
Wstała i skierowała się do dormitorium.
 

***

Siedziała na swoim łóżku. Zaciągnęła grube bordowe zasłony, oddzielając się w ten sposób od reszty świata. Teraz, gdyby ktoś wszedł na górę, może udać, że śpi. Nie miała najmniejszej ochoty na spotkania z kimkolwiek. Potrzebowała samotności.
Nie mogła w to uwierzyć! Jak Dorcas mogła być taka głupia! Naprawdę myśli, że jeżeli będzie tam siedzieć, to w ten sposób coś zmieni? On i tak nie zwraca na nią uwagi!
Usłyszała kroki na schodach. Oby to była Emily albo Bethy. Naprawdę nie chciała rozmawiać z Meadowes.
Drzwi uchyliły się, skrzypiąc lekko i ktoś wszedł do środka. Przybysz skierował się w stronę jej kryjówki. Za kotarę wsunęła się czyjaś dłoń i jednym szybkim ruchem odsłoniła ją.
    - Czego chcesz? - warknęła Lily.
    - Musisz na mnie warczeć? Nie rozumiem cię i nie mam pojęcia, o co ci może chodzić - poskarżyła się Dorcas, siadając na swoim łóżku.
Prychnięcie Evans było pełne gniewu.
    - Mam tego szczerze dość. Cały dzień ktoś mnie pyta, o co mi chodzi! Czy naprawdę wszyscy dostali jakiegoś zaćmienia?!
    - Ale powiedz mi w czym problem. Zachowujesz się tak, jakbyśmy ci coś zrobili…
    - Problem jest tylko jeden. Potter - przerwała jej Lily. - Przeliterować? P-o-t-t-e-r.
    - Słyszałam, że przeprosił…
    - Od kogo? Black ci powiedział?
Czarna zaniemówiła.
    - Nie rozumiem - wydukała.
    - Ostatnio dość często rozmawiasz z Syriuszem. Zresztą, nie w tym rzecz. Tak, Potter przeprosił, ale nawet nie do końca wiem, za co. Bredził coś o jakimś swoim wybuchu - zaśmiała się nieprzyjemnie.
    - Nie wybaczyłaś mu? - zapytała Dorcas.
    - Mam głęboko gdzieś jego wybuchy. Boli mnie zupełnie coś innego. A naprawdę myślałam, że się przyjaźnimy. Nie tak dawno zdążyłam go polubić, a on już wszystko spaprał! - krzyknęła.
Meadowes nic nie powiedziała. Wyglądała, jakby zapomniała, jak to się robi. Lily niemal widziała, jak trybiki w jej głowie próbują poskładać do kupy wszystko, co właśnie powiedziała.
    - Nic nie rozumiem - wymamrotała dziewczyna. - To nie złościsz się na niego za tamten wieczór?
    - Ale ty jednak jesteś głupia. Nie chodzi mi o żaden wieczór w pokoju wspólnym.
    - To o co?! - krzyknęła Dor.

    - Nieważne. Myślałam, że chociaż ty mnie zrozumiesz, a tymczasem nie jestem nawet dla ciebie na tyle ważna, żebyś przestała na chwilę ślinić się na widok Syriusza i poszła ze mną na górę! Zachowujesz się jak te wszystkie głupie dziewczyny, mdlejące, gdy tylko Black spojrzy w ich stronę! I wykorzystują każdą okazję, żeby do niego podejść. Chłopak kichnie, a nie minie chwila i piętnaście z nich biegnie, żeby dać mu chusteczkę! Wystarczy zobaczyć, co się z nimi dzieje, gdy weźmie którąś z nich! To naprawdę żałosne. Nie musisz zachowywać się jak idiotka, bo on nie jest tego wart. Ale rób jak chcesz! Tylko, jak cię rzuci po dwóch dniach, nie przychodź do mnie, żeby się wypłakać, bo wtedy powiem: „A nie mówiłam?”
Po policzku Dorcas spłynęła pierwsza łza, a była to dopiero cisza przed burzą. Po chwili dziewczyna rozpłakała się na dobre.
    - Jak możesz tak mówić? Nie jestem taka jak one. Nie zachowuję się jak idiotka. I wcale nie ślinię się na widok Blacka. Mam go głęboko gdzieś!
    - Nie udawaj - prychnęła Lily. - Mnie nie oszukasz.
Odwróciła się na pięcie i wyszła z pokoju, trzaskając drzwiami.
Meadowes zwinęła się w kłębek na swoim łóżku. Jak ona mogła tak ją zranić? Tak bardzo starała się, żeby nikt nic nie zauważył…
 

***

Wpadła wściekła do pokoju wspólnego i podbiegła do dziury pod portretem Grubej Damy. Przełażąc przez nią obejrzała się do tyłu. Huncwoci obserwowali ją bacznie, śledząc każdy jej ruch. Obróciła szybko głowę z powrotem i uderzyła kogoś w czoło. Andrew Bravis złapał się za bolące miejsce.
    - Przepraszam - powiedział.
    - Nie, to moja wina - uśmiechnęła się. - Powinnam najpierw sprawdzić, czy ktoś nie chce wejść.
Odsunęła się, robiąc mu miejsce. Za nim wszedł jeszcze najlepszy przyjaciel chłopaka, Frank Longbottom.
    - To… pa, Lily - powiedział lekko onieśmielony Andrew.
    - Cześć - odpowiedziała i wyszła na korytarz.
Wiedziała, że nie powinna tego robić. Już niedługo nadejdzie pora, gdy wszyscy uczniowie będą musieli znaleźć się w swoich dormitoriach, ale nie mogła nie stawić się na umówione spotkanie.
 

Wyszła z klasy od transmutacji, głęboko pogrążona w myślach. Zajęta swoimi problemami, nie zwróciła uwagi na chudego chłopaka, stojącego tuż obok drzwi.
    - Cześć, Lily - powiedział.
    - Sev! - rozpromieniła się. - Co tu robisz?
    - Musiałem cię zobaczyć.
    - Jesteś uroczy - wspięła się na palce, by go pocałować, ale nie pozwolił jej na to.
Parę osób zatrzymało się przyglądając się im z zaciekawieniem.
    - Chodźmy stąd - pociągnął ją w stronę schodów, na następne piętro.
Podeszli do jakichś drzwi.
    - Co tu jest? - zapytała zaciekawiona dziewczyna.
    - Izba Pamięci, ale nie będziemy do niej wchodzić – odpowiedział. – Spotkamy się w tym miejscu wieczorem? Prawie nikt tu nie zagląda…
    - Oczywiście - Lily przytuliła się, do niego.
Ustalili godzinę, po czym chłopak objął ją w tali.
    - Będę - musnęła jego policzek wargami.
Rozległ się dzwonek. Z obu stron korytarza zaczęli napływać uczniowie. Severus puścił ją.
    -Muszę już iść - powiedział z żalem. - Nie zapomnij o naszym spotkaniu, Lily - przypomniał.
    - Zobaczymy – zażartowała. - Leć już - pocałowała go na pożegnanie i odeszła na następne zajęcia.
 

***

Czekał, ukryty w głębokim cieniu zalegającym we wnęce, w której stał. Już za chwilę powinna się pojawić. Był taki szczęśliwy, choć gdzieś głęboko w sercu czuł, że nie jest do końca przekonany do tego, co robi. Spojrzał na zegarek. Lada chwila…
Od zachodniej strony korytarza dotarły do jego uszu czyjeś ciche kroki. Ktoś skradał się, starając się zrobić jak najmniej hałasu. Rozległ się czyjś ledwo słyszalny szept.
    - Severus?
Poruszył się bezszelestnie i złapał drobną postać, zatykając jej usta. Zduszony krzyk zamilkł, gdy chłopak pocałował Lily. Sam się sobie dziwił. Do tej pory nigdy nawet nie podejrzewał się o taką śmiałość. Dziewczyna zaśmiała się cicho i przytuliła go.
    - Nigdy więcej mnie tak nie strasz - powiedziała.
    - Zobaczymy - odrzekł.
    - Sev…
    - Dobrze. Miałaś jakieś kłopoty z dotarciem tutaj? - zapytał.
Zamyśliła się na chwilę, ale zaraz odpowiedziała.
    - Nie.
Pocałował ją jeszcze żarliwiej, niż za pierwszym razem. Zatracał się w każdym dotyku jej warg - były tak zaskakująco miękkie i przyjemne w dotyku. Lily wplotła dłonie w jego włosy. W tym momencie pożałował, że nie dbał o nie bardziej. Gdyby były jedwabistrze, czy chociażby bardziej czyste, Evans na pewno robiłaby to chętniej. Jakby czytając w jego myślach, dziewczyna powiedziała:
    - Oj, przestań.
Uśmiechnął się i delikatnie pogładził jej policzek kciukiem. Później odsunął się na pewną odległość i przyjrzał się Rudej uważnie. Choć usilnie starała się tego po sobie nie pokazać, mógł dostrzec w jej oczach cień niedawnego gniewu.
    - Jesteś zła?
    - Ja?

    - Nie, ja – odpowiedział. - Oczywiście, że ty, Lily.
    - Trochę się pokłóciłam z Dorcas i z Jamesem.

    - Z Jamesem?
Opowiedziała mu dokładnie, co się stało. Słuchał uważnie. W miarę zagłębiania się w jej opowieść, stawał się coraz bardziej zamyślony i nieobecny. Nie przeszkadzało mu wcale, że James czuł, jak to jest być odrzuconym, jednak zdawał sobie sprawę z tego, że Meadowes mogła uniknąć tego samego losu, co Potter. Tak naprawdę nigdy jej zbytnio nie lubił, ale wcale nie bawiło go sprawianie bólu komuś innemu, niż szukającemu Gryffindoru i reszcie huncwotów. W zasadzie czuł do siebie coś dziwnego, jakby obrzydzenie.
Szybko zdusił w sobie wyrzuty sumienia i to nieprzyjemne uczucie wstrętu. Miał Lily, a przecież powszechnie wiadomo, że cel uświęca środki.

 
 
Siedział na zimnej kamiennej podłodze, a Evans zajmowała miejsce pomiędzy jego nogami. Było już późno i dawno powinni byli wrócić, ale było im razem tak dobrze…
Nagle przez nocną ciszę przebiło się szuranie czyichś stóp. Severus podniósł, do tej pory opuszczoną głowę i zaczął nasłuchiwać.
    - To chyba Filch - wyszeptał.
    - Merlinie, masz rację - krzyknęła cicho Lily.
    - Musisz już iść. Jakbym był sam, to może by mnie puścił, ale nie wiem, czy ten numer przejdzie, gdy będziemy tu we dwoje. No, idź - ponaglił ją.
Podniosła się szybko i wyjrzała z wnęki, którą zajmowali.
    - Jest na drugim końcu korytarza - powiedziała.
Pocałowała go na dobranoc i już chciała odejść, gdy zapytał.
    - Spotkamy się tu również jutro?
Uśmiechnęła się.
    - Oczywiście.
Odwróciła się i zniknęła w mroku, przemykając pod kamiennymi ścianami zamku. Miał nadzieję, że uda jej się dotrzeć do Wieży Gryffindoru niepostrzeżenie.
 

18 komentarzy:

  1. Sev i Lily, razem sa slodcy, nie wiem, co ona widziala w tym zakochanym w sobie Jamesie... no ale wrocmy do rozdzialu ^^ chyba juz to pisalam ostatnio, ale pomysl z amortencja jest swietny. Podoba mi sie takie uczucie, dla ktorego ktos jest w stanie zrobic cos szalonego, a jesli na dodatek jest to Snape - moja romantyczny rozum czuje sie usatysfakcjonowany ^^ Jeszcze do tego Dorcas, hmmm... albo ja znowu cos przeoczylam, ale wydaje mi sie, ze kazdy wie, ze byla przyjaciolka Lily, tylko ja nie wiem, co i jak... w kazdym razie nie zasluzyla na taki opieprz od Evans ^^ Rozumiem, Syriusz to Syriusz, ale nie kazda jest slodka idiotka.
    Myslalam, ze na spotkaniu Snape sie zlamie i powie Lily o tej calej intrydze... potrzymaj ja jeszcze troche w tym transie <3
    (prawie zapomnialam, z tej strony Mia :) ale mam tyle roznych nickow, ze sama wszystkich juz nie pamietam ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Nie zasłużyła. Masz rację, ale stwierdziłam, że będę dla niej wredna i trochę ją pomęczę ;) A tak na poważnie mam plany, które są powiązane z tym wydarzeniem. Dlatego też Dorcas dostała ochrzan.

      Snape długo się nie złamie :D Jeszcze przez jakieś 2/3 rozdziały Lily będzie, jak to nazwałaś "w transie".
      Leviosa.

      Usuń
  2. Super ! Boski ten rozdział :) Nie zauważyłam żadnych błędów, a długość... MARZENIE :D Ogólnie wspaniale, akcja się rozwija i jest git ;)
    Życzę weny
    Lilka c:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Cieszę się, że Ci się podoba. Rozdział ma 9 stron, więc jestem ogólnie zadowolona. Jakoś tak się stało, że im bardziej zagłębiam się w tą historię, tym łatwiej mi się pisze ;)
      Pozdrawiam.
      Leviosa.

      Usuń
  3. Na gacie Merlina!
    Ja przeczytałam to już tak dawno... I nie skomentowałam... .___.
    Także.
    Bardzo mi się podoba, superświetnewprostniesamowitewow. XD
    Nie, no bardzo ładnie piszesz. Ogólnie według mnie super.
    I... Mam stopa z weną na komentarze, od kilku dni nie potrafię napisać nic konstruktywnego. Po prostu tragedia.
    Więc tak błądzę i błądzę.
    Dobra, kończę. Po prostu czekam na next'a :D
    Lunaris

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anty wenowe dni...
      Skąd ja to znam ;)
      Cieszę się, że Ci się podoba :D
      L.

      Usuń
  4. Jak dla mnie, Sev i Lily do siebie nie pasują... A wręcz obrzydza mnie kiedy czytam o ich pocałunkach, tych wszystkich " jesteś uroczy" , "skarbie" itepe. No ale moim ulubionym paringiem jest Jily, więc... :D
    Akcja bardzo szybko się rozwija, to dobrze. Błagam, w następnych rozdziałach niech James zawalczy o Lily. :3
    Strasznie mnie ciekawi, jak dalej się to rozwinie, ale mam prośbę: niech ta intryga wyda się z hukiem, i Evans znienawidzi Snape'a. ;_; :D
    Poza tym, mam nadzieję, że nie będziesz aż tak rozwijała tego wątku miłosnego, czyli, że do niczego poważnego nie dojdzie xd
    Oraz że to nie będzie tak długo trwało, fuj ;____;
    Skończ moją udrękę i wstaw nowy rozdział!
    Pozdrawiam i życzę weny :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obiecuję, że ta akcja skończy się z wielkim hukiem ;) Evans znienawidzi Snape jeszcze bardziej, niż teraz.
      Nie, nie dojdzie, do niczego poważniejszego, ale nie chcę już więcej spojlerować.
      Nie powiem ile to będzie trwało xD
      Potrzymam Was jeszcze w niepewności ;)
      Leviosa.

      Usuń
    2. Jejku, dziękuję Ci bardzo, hahahah ;____; <3

      Usuń
  5. NIEE! NIE ŁĄCZ LILY Z SEVEM , BŁAGAM ;__________;
    Rozdział ogólnie świetny :) Ale no błagam, skończ ten wątek i zacznij z powrotem starania Jamesa o Lilkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten wątek jeszcze chwilę potrwa, ale nie martw się nie za długo.
      Ale obiecuję, że później pomęczę trochę Severusa ;)
      L

      Usuń
  6. Jak obiecałam, przybywam :) Podoba mi się Twój styl i nie widzę wielkich błędów. Jedyne do czego mogę się doczepić to który rok opisujesz? Bo nie jestem pewna. Sev i Lily pokłócili się na 5 a to chyba 7. Może to mały błąd, lub odstępstwo od J.K. Rowling. Nie jestem szczególną fanką Severusa. Mam nadzieję, że szybko się sprawa wyjaśni.
    Miło, że dodałaś Dorcas :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie, to nie błąd.
    Już parę rozdziałów temu pisałam, że przeniosę w czasie parę wydarzeń. Miałam pomysł, na historię, która dzieje się od siódmego roku. Ale ich kłótnia jest mi bardzo potrzebna, wiec zadziała się teraz, a nie, jak pisała J.K Rowling, na piątym roku.
    Pozdrawiam
    Leviosa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możliwe, że 'wyłączyłam' się przy informacjach, jak często robię, machinalnie (dlatego moje są krótkie). Nie robi to problemu, i jeszcze jedno. Pisz jak Tobie się podoba. To Twoja historia, a nie kogo innego :)

      Usuń
  8. Świetny rozdział, naprawdę cudo! Czekam na następny! :D

    OdpowiedzUsuń

Lydia Land of Grafic